Jest wyrok na dr. G.

jdud / PAP

publikacja 04.01.2013 14:48

Winny i niewinny. Kara: Rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Grzywna: 72 tys. zł plus zwrot łapówek wysokości ponad 17 tys. zł. W głośnym procesie sąd uznał kardiochirurga Mirosława G. winnym łapownictwa oraz niewinnym mobbingu i molestowania seksualnego.

Jest wyrok na dr. G. Dr Mirosław G. w sali sądowej PAP/Tomasz Gzell

Sąd umorzył warunkowo procesy 20 oskarżonych z dr. G. jego pacjentów lub członków ich rodzin, którzy wręczali lekarzowi pieniądze. Dr G. został też uniewinniony od zarzutu molestowania seksualnego. Uniewinnienie dotyczyło w sumie 23 z 40 postawionych mu zarzutów.

Wyrazem wdzięczności nie mogą być pieniądze; dopuszczalne są słodycze, kwiaty, ale nie mogą być kosztowne - uznał sąd.

"Łapownictwo to przestępstwo formalne - nie ma znaczenia, czy po przyjęciu korzyści skorumpowany podjął jakieś działania czy nie, chodzi o to, czy ma on możliwość decydowania w danej sprawie" - tłumaczył sędzia Igor Tuleya.

Jak podkreślił, dr Mirosław G. jako ordynator kliniki kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie "nie miał prawa przyjmować korzyści majątkowej, a jej przyjęcie należy uznać jako nienależne i niegodziwe. Nie ma też znaczenia, czy przyjął korzyść przed, czy po leczeniu" - powiedział sędzia, zaznaczając, że naganne jest udzielanie jakichkolwiek dowodów wdzięczności osobom na funkcji publicznej.

"Rację ma obrona, że wdzięczność jest miarą człowieczeństwa, ale to nieprawda, że nie da się zakreślić granic wdzięczności - granicą jest Kodeks karny. Jeśli wyrazem wdzięczności jest zwyczajowo akceptowany upominek o nieznacznej wartości oraz jeśli ta wdzięczność nie jest oczekiwana przez obdarowanego - to jest to dopuszczalne" - uznał sędzia.

W jego ocenie dopuszczalne byłoby wręczenie słodyczy, kwiatów, ale już nie - drogiego bukietu. Za niedopuszczalne uznał też obdarowywanie drogimi wydawnictwami książkowymi czy alkoholem. "Dowodem wdzięczności nie była też znana skądinąd filiżanka Rosenthala" - dodał sędzia, nawiązując do słów byłego rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego, który mówił, że sam wręczył kiedyś taką filiżankę swemu lekarzowi.

"Jesteśmy zgodni, że przedmiotem wdzięczności nie mogą być pieniądze, nawet w niewielkiej kwocie. To nie może być zwyczajowo uznane za wyraz wdzięczności" - uznał sędzia.

Na plus sąd poczytał oskarżonemu to, że wielokrotnie - co utrwalono na nagraniach - odmawiał on przyjmowania pieniędzy. Zarazem sąd uznał, że są podstawy do przypisania mu tego, że przyjął pieniądze w 19 przypadkach.

Odnosząc się do zarzutów mobbingu, sąd stwierdził, że "zachowania i wymagania kardiochirurga, na przykład zakaz palenia na oddziale i zdejmowanie biżuterii do operacji, są dziś normą w szpitalach" - zaznaczył. Dodał, że materiał dowodowy wskazuje raczej na "brak subordynacji" podległych lekarzy, co ewidentnie mogło prowadzić do destabilizacji pracy kliniki.

Nocne przesłuchania, zatrzymania - taktyka organów ścigania w sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie - ocenił sąd.

"Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu" - powiedział sędzia Igor Tuleya, opisując metody, jakie CBA i prokuratura zastosowały w sprawie dr. Mirosława G.

"Sąd nie potrafi wytłumaczyć, czemu dr G. został poddany takiemu atakowi i postawiono mu takie zarzuty bez należytego uzasadnienia" - mówił sędzia Tuleya. Jak podkreślił, zatrzymania dr. G., jak i innych oskarżonych w całej sprawie należy uznać za niezasadne i gdyby te osoby wystąpiły do sądu o odszkodowanie i zadośćuczynienie z tego tytułu, "to z pewnością sąd by im je zasądził".

Zarazem sąd uznał, że dopuszczalne było umieszczenie przez CBA ukrytej kamery w gabinecie lekarskim. "Postępowanie dotyczy korupcji w służbie zdrowia, więc gdzie właściwie ta kamera miałaby zostać umieszczona?" - pytał sędzia retorycznie, przyznając jednocześnie, że naruszyło to tajemnicę lekarską i inne konstytucyjne swobody.

Ponadto sąd za "fałszywy i zmanipulowany, sporządzony przez kiepskiego reżysera", uznał emitowany w telewizji materiał CBA z zatrzymania dr. G. Jak podkreślił sędzia, na tym filmie występuje w rzeczywistości nie dr G., ale inny lekarz. Sąd wskazywał też inne momenty z nagrania, które przedstawia się inaczej, niż wynika to z dowodów.

Początkowy przekaz medialny ws. dr. Mirosława G. oraz wypowiedzi wysokich urzędników państwowych miały wpływ na zeznania części świadków w sprawie kardiochirurga oskarżonego o korupcję - uznał sędzia Igor Tuleya.

Przytaczając słowa b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego o "zatrzymanym lekarzu-łapówkarzu", sędzia Tuleya podkreślił, że takie słowa "nie dają się pogodzić z zasadami demokratycznego państwa prawnego", a także stwierdził, że podobne wypowiedzi "muszą rzutować na tok postępowania".

O rzekomym uzależnianiu podjęcia przez dr. G. leczenia od otrzymania korzyści majątkowej mówiły CBA tylko osoby, które zgłosiły się do Agencji po latach; ich zeznania są niewiarygodne - ocenił sędzia Tuleya. Podkreślił, że w czasie procesu odsłuchano kilkaset godzin nagrań z ukrytej kamery zainstalowanej przez CBA w gabinecie lekarskim (sąd nie odniósł się jak dotąd do kwestii legalności takiego nagrania - PAP). "Na żadnym z nagrań nie stwierdzono, aby oskarżony domagał się od pacjentów jakichkolwiek korzyści, czy też uzależniał od tego podjęcie leczenia" - podkreślił sędzia.

Zeznania świadków, którzy po latach od rzekomych zdarzeń korupcyjnych zgłosili się do CBA, sąd odrzucił, podkreślając, że nie zostały one należycie zweryfikowane procesowo, a właściwości psychologiczne tej części świadków powinny budzić wątpliwości.

Również jako "wysoce absurdalny" sąd określił postawiony kardiochirurgowi zarzut rzekomego wykorzystania seksualnego kobiety, w zamian za co ktoś z jej rodziny miał zostać przyjęty do szpitala. W ocenie sądu, te zarzuty powinny być obalone jeszcze w śledztwie i w ogóle nie powinny być kierowane do sądu.

"Ten wyrok to zła wiadomość dla tych, którzy chcą, by Polska była skorumpowanym krajem, ten wyrok to zła wiadomość dla tych, którzy uważają, że biedni muszą oddawać swoją rentę, pensję, zastawiać zegarki bądź obrączki w lombardzie, by trafiać do szpitala po to, by ratować zdrowie lub życie" - tak Ziobro skomentował wyrok sądu podczas briefingu w Sejmie.

Podkreślił, że w jego ocenie ofiarami korupcji - także skazanego lekarza - są ludzie najbiedniejsi; podczas gdy doktor G. "należał do lekarskiej elity". "Zarabiał znakomite pieniądze, a mimo to przyjmował od najbiedniejszych ludzi ten ostatni grosz i nie miał z tym najmniejszego problemu" - powiedział lider SP.

Ziobro zaznaczył, że Mirosław G. został skazany nie za pojedynczy przypadek korupcji, ale za "całą serię tego typu przestępstw", więc - jego zdaniem - kara wymierzona lekarzowi nie jest szczególnie wysoka. "Wiele jest przypadków, że policjant za przyjęcie ledwie 50 zł, jeden raz, dostaje taki wyrok jak doktor G." - przekonywał.

W ocenie Ziobry postawienie także zarzutu mobbingu, od którego lekarz został uniewinniony, było uzasadnione w świetle dowodów, z którymi zapoznał się jako ówczesny prokurator generalny i minister sprawiedliwości. "Lekarze i pielęgniarki mówili, że (Mirosław G.- PAP) rzucał w nich narzędziami, kopał, że do kobiet odnosił się co najmniej nieelegancko. Dla mnie zarzuty mobbingu były zasadne" - ocenił. Zaznaczył, że sąd mógł uznać te zeznania za niewiarygodne lub pojawiły się dowody, które skłoniły go do wydania takiego wyroku.

Pytany, czy powtórzyłby dziś swoje słowa, że "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie", Ziobro powiedział, że skomentuje to w momencie, gdy sąd wyda wyrok w innym postępowaniu, w którym Mirosław G. jest oskarżony o spowodowanie śmierci pacjenta przez pozostawienie gazy w sercu.

Ziobro odniósł się też do fragmentu uzasadnienia, w którym sąd stwierdził, że taktyka organów ścigania w sprawie Mirosława G. może budzić przerażenie. Sędzia Igor Tuleya, opisując metody, jakie CBA i prokuratura zastosowały w sprawie G., powiedział: "Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu".

W ocenie Ziobry wypowiedź sędziego świadczy o tym, że nie potrafił on zachować obiektywizmu i uległ presji mediów. "Z pewnym obrzydzeniem przyznał, że doktor G. przyjął nie jedną, nie dwie, ale wiele łapówek; biedaczysko sędzia musiał to zrobić, ale musiał też dodać całą historię, która miałaby usprawiedliwiać go w oczach tych, którzy kreowali pana G. na bohatera, prawie, że świętego" - powiedział Ziobro PAP.

Zdaniem Ziobry ówczesne działania prokuratury i CBA były zasadne i właściwe, a zatrzymanie Mirosława G. zostało przeprowadzone prawidłowo. "Sąd doskonale wie, że w przypadku korupcji, gdzie trudno o dowody, gdzie sprawcy się wypierają, organy ścigania stosują zatrzymanie, zwykle w godzinach porannych. Tak się działo za czasów Donalda Tuska, tak się działo za czasów pana Ćwiąkalskiego" - przekonywał.

Jak dodał, lekarz został zatrzymany w pracy, bo były podejrzenia, że ma niedozwolone substancje. Lider SP przyznał, że to podejrzenie się nie potwierdziło. Z kolei tryb przesłuchań - zaznaczył Ziobro - był związany z liczbą stawianych zarzutów, a G. mógł odmówić zeznań.

- Jako były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego mogę z satysfakcją stwierdzić, że wyrok jest skazujący, a nasze działania były prawidłowe - powiedział wiceszef PiS Mariusz Kamiński, komentując wyrok.

W ocenie Kamińskiego sprawa dr. Mirosława G. "była pewnym przełomem, jeśli chodzi o społeczny odbiór korupcji w służbie zdrowia, a wyrok skazujący potwierdza słuszność działań CBA". "Jako szef służby mogę z satysfakcją stwierdzić, że wyrok jest skazujący, a nasze działania były prawidłowe" - powiedział Kamiński dziennikarzom w piątek w Sejmie.

"Najważniejsze, że uznano, iż dr Mirosław G. dopuścił się popełnienia szeregu przestępstw o charakterze korupcyjnym. Jako obywatele mamy prawo oczekiwać, że standard bezpłatnej służby zdrowia będzie przestrzegany" - mówił.

Jak ocenił, "nie można traktować kopert z pieniędzmi jako dowodów wdzięczności". "Nie można tolerować tego typu sytuacji i służby odpowiedzialne za walkę z korupcją są zobowiązane do podjęcia zdecydowanych działań w takich sytuacjach" - podkreślił b. szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Kamiński odniósł się też do fragmentu uzasadnienia, w którym sąd stwierdził, że taktyka organów ścigania w sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie. "Żeby to skomentować musiałbym zapoznać się z pisemnym uzasadnieniem sądu. Tak sformułowane zarzuty uważam za całkowicie bezzasadne. Nigdy legalność działań CBA nie była kwestionowana, były prowadzone pod nadzorem prokuratury"

Jesteśmy zadowoleni, że sąd podzielił nasze podejrzenia, iż dr Mirosław G. dopuścił się korupcji - powiedział PAP rzecznik oskarżającej go Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura.

Dodał, że prokuratura wystąpi do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku, a po jego analizie zapadnie decyzja, czy będzie apelacja.

Ślepokura podkreślił, że sąd nie uznał wszystkich zarzutów stawianych G.; także wymiar kary był niższy niż wnosił o to prokurator. "Jesteśmy przekonani, że materiał dowodowy jest na tyle mocny by oskarżonego skazano za wszystkie zarzuty" - oświadczył Ślepokura.

B. ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA, 52-letni dziś dr Mirosław G. został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. - agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach. "Okazało się, że pan doktor Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem. Zebrane w tej sprawie dowody mogą też świadczyć o tym, że mogło też dojść do zabójstwa" - mówił wówczas szef CBA Mariusz Kamiński. Ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dodał: "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". G. wygrał proces cywilny wytoczony Ziobrze, który w 2010 r. przeprosił go za te słowa.

TAGI: