Szantaż „na patriotę”

Wojciech Teister

Czy można porzucić obywatelstwo swojego kraju, jeśli rząd okrada nas z ciężko zarobionych pieniędzy? Depardieu tak zrobił. Zdrajca czy nie zdrajca?

Szantaż „na patriotę”

W czwartek, 3 stycznia 2013 r. świat obiegła wiadomość, że znany francuski aktor, Gerard Depardieu, na mocy specjalnego dekretu podpisanego przez Putina otrzymał rosyjskie obywatelstwo. To finał burzy jaka rozpętała się wokół artysty po tym, gdy postanowił przenieść się do Belgii i zrezygnować z francuskiego obywatelstwa, aby uniknąć 75 procentowego podatku dla najbogatszych, którym socjalistyczni włodarze Francji zechcieli poczęstować rodzimych milionerów.

A burza była ogromna. Nie jakiś tam deszczyk, ale prawdziwa nawałnica. Z piorunami i gradem. We francuskiej prasie, telewizji i Internecie zawrzało od oskarżeń o materializm i brak patriotyzmu w postawie Depardieu. Odezwał się nawet oburzony premier Jean-Marc Ayrault, który powiedział, że „płacenie podatków w swoim kraju to akt solidarności i patriotyzmu”.

Burza przeszła nad aktorem, ale ostatecznie Depardieu (choć dziś nie sprawia takiego wrażenia) jest w tej zadymie szprotką. Malutką rybką, która tylko zwróciła uwagę na problem poważniejszy. Czy obywatel jest niewolnikiem w swoim państwie, a obywatelstwo to współczesne kajdany, które pozwalają trzymać swoich ziomków w szponach szantażu „na patriotę”? To kwestia rozumienia patriotyzmu.

Kilka lat temu na pytanie czy zrzekłbym się obywatelstwa, gdybym znalazł się w podobnej sytuacji, bez mrugnięcia jedną choćby powieką wykrzyczałbym całą piersią: NIGDY! Dzisiaj nie jestem już wcale pewien tego, jak zachowałbym się na miejscu Depardieu. Nie dlatego, że obywatelstwo polskie niewiele dla mnie znaczy. Wiele, oj wiele. Ale pojawia się też uporczywie powracająca myśl, czy obywatelstwo nie staje się niekiedy kartą przetargową w grze polegającej na okradaniu w majestacie prawa własnych rodaków?

Sprawa wydaje się prosta: mam obywatelstwo, w związku z tym przyjmuję na siebie pewne obowiązki związane z utrzymaniem państwa, które reprezentuję. Moje podatki są wyrazem mojej troski o Polskę. Nie mam zastrzeżeń, orkiestra gra. Gorzej, jeżeli dyrygent tej orkiestry, prócz muzyków, zatrudnia dla każdego artysty osobistego psychologa, masażystę i cały sztab obsługi. Przy okazji każdy z nich dostaje służbowy samochód i telefon komórkowy, darmowe przejazdy kolejami i otrzymuje pensję na poziomie blisko czterech średnich krajowych. I to za moje, podatkowe, zapracowane pieniądze. Wtedy rodzi się niepostrzeżenie pytanie: czy przypadkiem w imię patriotyzmu i troski o Polskę, ktoś nie próbuje mnie oszwabić?

Historia, w której Depardieu odegrał ostatnio główna rolę (choć chyba nie otrzymał za nią ani grosza) pokazała mechanizm stosowany przez ekipę rządzącą względem bogatych Francuzów: masz pan kasę, to ją z ciebie wyssamy jak żółtko z jajka. Zrobimy z ciebie wydmuszkę. Jeśli się wycwanisz, to pokażemy wszystkim jaka jesteś zdradziecka świnia, bo dla pieniędzy zrzekasz się obywatelstwa. Czego nie zrobisz i tak cię dopadniemy. Jak nie finansowo, to wizerunkowo. Klasyczny przykład szantażu „na patriotę”.

Nie, nie bronie teraz Depardieu. Chcę tylko zadać pytanie o granice ingerencji państwa w życie obywatela. Także w jego finanse. Bo jeżeli pewien rząd od lat likwiduje kolejne ulgi podatkowe, podnosi VAT, wydłuża wiek emerytalny, a realnej poprawy poziomu życia nie widać, kolejki do lekarza jakie były takie są, inwestycje drogowe ciągle się ślimaczą, a na torach wciąż jeździ tabor z końca lat 60-tych, to coś chyba w orkiestrze nie gra. Dlaczego? Być może urzędniczo-polityczna orkiestra pochłania za wiele?

Przeczytaj:

Zagłosuj w sondzie: Czy moralna jest zmiana obywatelstwa w celu uniknięcia wysokich podatków?