Ostatni blef Hitchcocka

Edward Kabiesz

|

GN 01/2013

publikacja 03.01.2013 00:15

Jeden z biografów Alfreda Hitchcocka napisał, że reżyser nie chciał, by odwiedzał go ksiądz i modlił się z nim.

Ostatni blef Hitchcocka PAP/DPA

Nie przypuszczał, że był to kolejny blef autora „Ptaków” i „Psychozy”, który do końca potrafił zaskakiwać wszystkich, którzy go bliżej nie znali. Sugestie, że Alfred Hitchcock, mistrz suspensu i jeden z najbardziej wpływowych reżyserów światowego kina, w swoim dorosłym życiu zdystansował się od Kościoła katolickiego, w biografiach i tekstach poświęconych reżyserowi pojawiają się dosyć często.

Winnica Hitchcocka

Jak się jednak okazuje, reżyser wcale nie odszedł od Kościoła. Niedawno, po wielu latach od jego śmierci, dał temu świadectwo w „Wall Street Journal” o. Mark Henninger, amerykański jezuita, który poznał Hitchcocka osobiście w ostatnich miesiącach jego życia. Wielu krytyków zauważało już wcześniej, że w filmach Hitchcocka katolicyzm pojawia się na różnych poziomach, co miało wynikać z jego katolickiego wychowania. Według Patricka McGilligana, autora ostatniej, wydanej także w Polsce, biografii reżysera pt. „Alfred Hitchcock: życie w ciemności i pełnym świetle”, częstym motywem jego filmów był wątek aresztowania i skazania osoby niewinnej. Ma to wyrażać m.in. kwestionowanie nieomylności ludzkiego osądu w przeciwieństwie do sprawiedliwości Bożej.

McGilligan przypomina, że reżyser otrzymał wychowanie katolickie, często na plan zapraszał znajomych księży i nie szczędził pieniędzy dla katolickich organizacji charytatywnych. Dzięki jego wsparciu powstała także winnica prowadzona przez duchownych w Kalifornii. W wywiadzie udzielonym w 1973 r. jezuickiemu magazynowi z macierzystej szkoły Hitchcocka, St. Ignatius College w Londynie, artysta podkreślał rolę sumienia w kształtowaniu własnej religijności. Powiedział, że jezuicka edukacja pozwoliła mu rozwinąć „umiejętności logicznego myślenia”, ale także ugruntowała „poczucie strachu”.

Mistrz strachu

Hitchcock urodził się w Londynie w 1899 r., w rodzinie katolickiej. Uczył się w jezuickim St. Ignatius College, później ukończył studia inżynierskie, a następnie krótko pracował jako rysownik i projektant. W 1920 r. rozpoczął pracę w filmie, projektując czołówki filmów niemych, by po kilku latach zostać asystentem reżysera. W 1922 r. zaczął kręcić swój pierwszy film „Numer 13”, ale z powodu braku funduszy nie skończył go. W 1929 r. na ekrany kin wchodzi 10. film Hitchcocka „Męka milczenia”. Początkowo miał być niemy, ale jeszcze w czasie produkcji studio zdecydowało, że powstanie wersja dźwiękowa. Film uważany jest za pierwszy w pełni brytyjski fabularny film dźwiękowy. Znalazła się w nim również jedna z najdłuższych scen, w których reżyser osobiście pojawia się na ekranie. Hitchcock zaznaczył swoją obecność w 32 spośród 52 zachowanych filmów. W latach 30. XX w. realizuje m.in. tak głośne obrazy jak „Człowiek, który wiedział za dużo”, „39 kroków”, według bestsellerowej powieści Johna Buchana, czy „Tajnego agenta”, swobodną ekranizację opowiadania Conrada. Pozycja, jaką zdobył w kinie brytyjskim, sprawiła, że zainteresowało się nim Hollywood. „Rebeka”, pierwszy amerykański film Hitchcocka nakręcony w 1940 r., przyniósł mu sukces artystyczny i komercyjny oraz Oscara.

W USA powstały najsłynniejsze dzieła Hitchcocka, w tym tak znaczące jak „Psychoza”, „Marnie” i „Ptaki”. Obrazy przemocy, które stały się nieodłącznym atrybutem jego filmów, nigdy nie funkcjonowały na ekranie same dla siebie. Były tylko jednym z narzędzi służących do przedstawienia skomplikowanej osobowości bohaterów jego dzieł. Hitchcock z czasem stał się swoistą ikoną kultury, do czego przyczyniło się z pewnością jego regularne pojawianie się na ekranie, a także wywiady i programy telewizyjne z cyklu „Alfred Hitchcock przedstawia”, realizowane w latach 1962–1965. Prywatnie Hitchcock prezentował oryginalne, czasem nieco makabryczne poczucie humoru. Po premierze najsłynniejszego thrillera wszech czasów, „Psychozy”, pewna kobieta powiedziała, że scena, w której psychopata zabija bohaterkę w czasie kąpieli, tak przeraziła jej córkę, że ta nigdy już nie wejdzie pod prysznic. Hitchcock skomentował to lakonicznie: „Madame, proponuję, by pani zaproponowała jej czyszczenie chemiczne”.

Msza św. w pracowni

Dlaczego dopiero teraz o. Mark Henninger opublikował swoje wspomnienie? Postać reżysera nigdy nie przestała wzbudzać zainteresowania krytyków, biografów, a ostatnio również kolegów po fachu. Wkrótce na ekrany naszych kin wejdzie „Hitchcock” Sacha Gervasiego, opowiadający historię realizacji „Psychozy”. Scenariusz filmu odrzuciły studia hollywoodzkie i ostatecznie reżyser postanowił sam go sfinansować. Jednak bezpośrednią przyczyną, która skłoniła o. Henningera, profesora filozofii na Uniwersytecie Georgetown, do publikacji wspomnień dotyczących Hitchcocka, były biografie reżysera. Ich autorzy sugerowali, że Hitchcock pod koniec swego życia ostentacyjnie zerwał z katolicyzmem. Henninger potwierdził, że reżyser mógł sprawiać takie wrażenie, ale fakty są inne. Był to, jak napisał, ostatni blef Hitchcocka. Ojciec Henninger jako młody chłopak z zainteresowaniem oglądał czarno-białe filmy z cyklu „Alferd Hitchcock przedstawia”, poprzedzone żartobliwym wstępem twórcy. Osobiście poznał reżysera na początku 1980 r., kiedy po raz pierwszy przekroczył próg jego domu. Henninger w tym czasie był już księdzem, ukończył także studia filozoficzne. Jego przyjaciel, ks. Tom Sullivan, który znał Hitchcocka, powiedział mu, że nazajutrz idzie wysłuchać spowiedzi reżysera. Zapytał, czy w sobotę mógłby mu towarzyszyć w czasie Mszy św., którą odprawi w jego domu. Zaskoczony Henninger zgodził się od razu. W sobotę znaleźli reżysera śpiącego w salonie. Tom delikatnie nim potrząsnął, Hitchcock obudził się, spojrzał na nich, pocałował dłoń Toma i podziękował. „Hitach, to jest Mark Henninger, młody ksiądz z Cleveland” – przedstawił gościa Tom. „Cleveland?” – odparł Hitchcock, któremu nigdy nie brakowało poczucia humoru. – „Co za hańba”. Mszę z udziałem Almy, żony reżysera, odprawili w pracowni twórcy, gdzie wszędzie zalegały scenariusze jego filmów. Hitchcock, który rzeczywiście od pewnego czasu był daleko od Kościoła, w czasie Mszy odpowiadał po łacinie, a kiedy otrzymał Komunię św., po jego policzkach pociekły łzy. Obaj księża wracali tam w sobotnie popołudnia wiele razy. Pewnej soboty Henninger musiał odprawić Mszę sam. Hitchcock miał wtedy 81 lat i z trudem się poruszał. Ksiądz pomógł mu przejść do pracowni i chcąc przerwać ciszę, zapytał: „Panie Hitchcock, czy oglądał pan ostatnio jakieś dobre filmy?”. „Nie. Kiedy robiłem filmy, opowiadały one o ludziach, a nie robotach” – odpowiedział. –„Roboty są nudne. No, dalej, odprawiajmy już tę Mszę”. Niedługo potem, 29 kwietnia 1980 r., Hitchcock zmarł w czasie snu w swojej posiadłości w Bel Air w Kalifornii. Msza żałobna została odprawiona w katolickim kościele pw. Dobrego Pasterza w Beverly Hills.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.