Ksiądz z Chin: Władze próbują nas demoralizować

PAP

publikacja 25.12.2012 12:01

Władze Chin w ostatnich latach zmieniły metody kontrolowania duchownych katolickich. Nie straszą ich już więzieniem, natomiast próbują demoralizować - opowiada PAP jeden z chińskich księży.

Ksiądz z Chin: Władze próbują nas demoralizować Pekin Roman Koszowski/GN

"Obecnie władze nie wtrącają nas już tak często do więzień. Wiedzą, że umieszczanie księży w więzieniach tylko umacnia ich wiarę. Znajdują inne metody, dają nam 'słodycze', takie jak imprezy czy wakacje, by sprawić, żebyśmy zanurzyli się w świecie materialnym, gubiąc się na drodze duchowej" - powiedział kapłan, który w obawie o przyszłość swojej posługi poprosił PAP o nieujawnianie tożsamości, ani nawet nazwy miasta, gdzie pracuje.

Choć duchowny ten znajduje się w strukturach Kościoła oficjalnego, deklaruje lojalność wobec Stolicy Apostolskiej.

Kusząc duszpasterzy władzą, pieniędzmi czy zabawą w barach karaoke, władze dają im jak najwięcej okazji do kompromitacji. "Kiedy już mają informacje kompromitujące któregoś z księży, idą do niego i mówią: 'Jeżeli będziesz z nami współpracował, zachowamy to dla siebie, jeżeli nie, ujawnimy to, a ty stracisz wszystko'" - wyjaśnił, dodając, że urzędnicy wiedzą, jak złamać księży, zakonnice czy biskupów.

"Musimy być silni, by opierać się pokusie" - powiedział duchowny.

Jak zaznaczył, zmiana polityki władz dotyczy przede wszystkim duchownych pracujących w dużych miastach i wynika głównie z rozwoju internetu, który umożliwia szybkie przekazywanie wiadomości, utrudniając władzom brutalne postępowanie z księżmi. Aresztowania księży wciąż jednak się zdarzają, zwłaszcza na słabiej rozwiniętych terenach wiejskich. Głośnym tego przykładem było opisywane przez włoski dziennik "La Stampa" zatrzymanie w 2011 roku w prowincji Shandong (Szantung) czterech duchownych, którzy sprzeciwili się wyświęceniu nieuznawanego przez Watykan biskupa Josepha Huanga.

"Nie chodzi tylko o osadzenie w więzieniu. Rząd chce również informacji obciążających innych księży i biskupów. Gdy nadchodzi moment, w którym chce uprzykrzyć im życie, wykorzystuje te informacje" - powiedział PAP chiński duchowny.

Chińscy katolicy, których liczbę BBC szacuje na ok. 10 milionów, modlą się w uznanych i częściowo kontrolowanych przez władze świątyniach tzw. Kościoła patriotycznego albo na nielegalnych mszach organizowanych przez niezależny i bliski Watykanowi Kościół podziemny. Oficjalny Kościół cieszy się przywilejami, podczas gdy przedstawiciele Kościoła podziemnego muszą działać w ukryciu.

Nie oznacza to jednak, że oba Kościoły są wobec siebie wrogie. "Mamy bardzo dobre relacje z Kościołem podziemnym. Zawsze staramy się im pomagać. Przekazujemy im część Biblii drukowanych przez oficjalne władze Kościoła w Pekinie za pieniądze nadsyłane z zagranicy" - powiedział ksiądz, dodając, że w kontaktach z przedstawicielami Kościoła podziemnego musi jednak zachowywać szczególną ostrożność, by władze nie mogły ich zlokalizować.

Trwający od dziesięcioleci konflikt Pekinu z Watykanem manifestuje się regularnym wyświęcaniem biskupów bez aprobaty papieża przez podlegające partii komunistycznej Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich (PSKC) lub - jak stało się w tym roku z szanghajskim biskupem Thaddeusem Ma, który wystąpił z szeregów PSKC - odbieraniem rangi biskupiej duchownym aprobowanym przez papieża. Stolica Apostolska potępia takie działania chińskich władz, a wyświęconych bez jej zgody biskupów ekskomunikuje.

W rozmowie z PAP chiński ksiądz ocenił postępowanie Pekinu jako próby wywołania wrażenia, że to w jego rękach znajduje się władza nad Kościołem. "Większość nowych biskupów, zanim zostaną wybrani przez rząd, posiada już listy z Watykanu mówiące, że powinni zostać wyświęceni. Ale władze udają, że o tym nie wiedzą, chcąc pokazać, że to one ich wybrały, że to one kontrolują sytuację. Tymczasem zdają sobie sprawę, że nie mogą kontrolować umysłów i serc" - wyjaśnił.

Kolejną metodą zmniejszania wpływów Kościoła w Chinach jest według niego ograniczanie przyszłym księżom możliwości zdobywania wiedzy w seminariach duchownych, przez co jakość ich posługi jest niższa. "W moim seminarium przedmioty, na które normalnie poświęca się dwa lata, przerabialiśmy w ciągu tygodnia. Nasza wiedza jest niewielka. Rządowi zależy na tym, by nasza wiedza była mała, bo wtedy nasza pewność siebie jest niska i łatwo nami sterować" - wyjaśnił.

Zaapelował przy tym do Watykanu, by w większym stopniu zainteresował się losem chińskich katolików: "Potrzebujemy możliwości nauki. Potrzebujemy przewodników duchowych. Nie potrzeba nam okazji do wyjazdu za granicę, potrzeba nam nauczycieli tutaj".

"Za każdym razem, gdy do Hongkongu przyjeżdża zagraniczny duchowny, przed jego drzwiami ustawia się kolejka ludzi, którzy chcą opowiedzieć o cierpieniach, jakich tutaj doznajemy. Dlaczego Rzym nie może znaleźć sposobu, by coś zmienić?" - zapytał chiński ksiądz.