Wszystko przez jedno zdanie

Szymon Babuchowski

|

GN 51/2012

publikacja 03.01.2017 08:15

Twierdził, że pisarz powinien naśladować akt stworzenia świata. Dlatego dla swoich bohaterów wymyślał... nowe języki. Dziś mija 125 lat od narodzin autora "Hobbita" i "Władcy Pierścieni".

Baśń powinna mieć ewangeliczne przesłanie –twierdził John Ronald Reuel Tolkien Baśń powinna mieć ewangeliczne przesłanie –twierdził John Ronald Reuel Tolkien
PAP/Universal Pictorial Press

Są zdania, które zmieniają losy świata, inne na zawsze naznaczają biografie poszczególnych ludzi. Są też takie, bez których współczesna literatura nie byłaby taka sama. Kto by się jednak spodziewał, że do tego typu zdań będzie można zaliczyć niepozorne: „W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit”?

Dramat w baśniowych szatach

To zdanie przyszło ni stąd, ni zowąd do wykładowcy z Oksfordu, kiedy przy oknie w gabinecie poprawiał prace swoich studentów. John Ronald Reuel Tolkien napisał je na wolnej stronie jednej z prac. Nie domyślał się nawet, że stanie się ono początkiem wspaniałej historii, którą będą się zaczytywać kolejne pokolenia. „Nazwy są u mnie źródłem opowieści. W końcu pomyślałem, że chyba powinienem się dowiedzieć, jacy są hobbici” – wspominał po latach. Przyznał też, że odnalezienie pierścienia przez Bilba Bagginsa zaskoczyło go nie mniej niż samego hobbita. Tak narodziła się pierwsza książka prozatorska, będąca, jak się później okazało, zaledwie wstępem do właściwej opowieści. „Hobbit, czyli tam i z powrotem” opowiada historię wyprawy Bilba Bagginsa, trzynastu krasnoludów i czarodzieja Gandalfa do Samotnej Góry, gdzie bohaterowie muszą stawić czoła smokowi Smaugowi. W jaskini Golluma główny bohater znajduje magiczny pierścień, który czyni go niewidzialnym. To właśnie początek tej historii zobaczymy na ekranach kin już 28 grudnia w filmie wyreżyserowanym przez Petera Jacksona. Jednak prawdziwe znaczenie znalezionego przez Bilba przedmiotu i wiążące się z nim niebezpieczeństwa poznajemy dopiero we „Władcy pierścieni”. To tu z pozoru niewinna baśń przeistacza się w walkę na śmierć i życie. Spadkobierca Bilba, usynowiony przez niego Frodo Baggins, wyruszy do samego królestwa nieprzyjaciela, aby zniszczyć pierścień, który okazał się źródłem pychy i żądzy władzy. Czytając kolejne strony tej opowieści, czujemy już, że nie jest to taka sobie historia, ale cały dramat naszych dziejów, ubrany w baśniowe szaty. „»Władca pierścieni« jest fundamentalnie religijnym i chrześcijańskim dziełem, początkowo niezauważalnie, ale z pełną świadomością przy powtórnym spojrzeniu” – mówił później Tolkien o swoim cyklu. Ten sens nawet przed samym autorem odsłaniał się stopniowo, jak to bywa w przypadku dzieł natchnionych. Języki elfów Trzeba jednak podkreślić, że Tolkien unikał w swoich książkach prostych analogii. Irytowało go dostrzeganie w jego dziełach np. aluzji do czasów wojny czy systemów totalitarnych. Uważał, że baśń powinna mówić o tym, co wieczne i niezmienne.

A jeśli odwołuje się do naszego świata, to przede wszystkim w tej najgłębszej warstwie – przesłaniu o dobru, które zwycięża zło. Mówiąc o swoim pisaniu, Tolkien używał słowa „subkreacja”, przez co rozumiał naśladowanie aktu stworzenia świata. Twierdził, że pisarz powinien kreować rzeczywistość oryginalną, która nie powiela tego, co już istnieje. Sam autor „Władcy pierścieni” był w tym niezwykle konsekwentny. Dbał o każdy, nawet najdrobniejszy element tworzonej przez siebie rzeczywistości. Dzięki szczegółowym opisom topograficznym możliwe jest opracowywanie nie tylko map Śródziemia, ale i całych atlasów. Jednak prawdziwym ewenementem w literackim świecie pozostaje fakt, że pisarz dla poszczególnych plemion swoich bohaterów stworzył odrębne języki, z własną gramatyką i rozbudowanym słownictwem. Ta precyzyjna konstrukcja literackiego świata nie byłaby możliwa, gdyby nie szerokie spektrum zainteresowań pisarza. Tolkien znał – w różnym stopniu – ponad 30 języków, w tym wiele wymarłych. Co ciekawe, uczył się także polskiego, ale uważał go za trudny. O wiele lepiej opanował za to fiński i walijski, które stały się podstawą elfickich języków – quenya i sindarinu. Trudno pojąć, w jaki sposób starczało mu jeszcze czasu na inne aktywności. A było ich sporo. Jak wylicza badacz jego twórczości David Day, Tolkien był jednocześnie „twórczym pisarzem, filologiem, historykiem, etnografem, badaczem mitów, geografem, filozofem, artystą”.

Uświęcone legendy

Śródziemie nie powstało zatem z niczego. To wyjątkowa erudycja Tolkiena pozwalała mu łączyć w jedno elementy różnych kultur – od Brytanii po Daleki Wschód. Mity celtyckie, walijskie, skandynawskie, greckie i rzymskie, perskie, tybetańskie, legendy arturiańskie, karolińskie, germańskie, arcydzieła literatury, takie jak „Chrystus” Cynewulfa czy „Raj utracony” Miltona, a także, co oczywiste, Biblia – wszystkie te księgi spotkały się w umyśle autora, by stworzyć zupełnie nową jakość. Rozmach, z jakim Tolkien budował literacką rzeczywistość, najpełniej widać w „Silmarillionie” – monumentalnej mitologii Śródziemia. Pisarz tworzył ją przez całe życie i nigdy nie skończył. To tu okazuje się, że świat, w którym żyją elfy, hobbity i krasnoludy, ma swoją przyczynę sprawczą. Jest nią Eru Jedyny, nazywany przez elfów Ilúvatarem. Zdaniem wielu krytyków, jest on tożsamy z Bogiem chrześcijan. To On sprawił, że wszystkie rzeczy wstąpiły w wielką Pustkę przestrzeni, tak jak w Biblii, gdzie „bezład i pustkowie” Ziemi są wypełniane przez Boże stworzenie. „Myśli” Jedynego przybrały postać Ainurów, potężnych duchów, przypominających anioły. Obdarzeni życiem i niezależną mocą, mieli wypełnić Pozaczasowe Przestrzenie niebiańską pieśnią. Jednak najpotężniejszy z Ainurów, Melkor, zakłócił niebiańską muzykę i wywołał wojnę między siłami dobra i zła, która przeniosła się także na Ziemię. Czy coś nam to przypomina? Oczywiście, historia Tolkienowskiego świata do złudzenia przypomina tę opisaną na kartach Pisma Świętego. „Wierzący rzymskokatolicki chrześcijanin” – jak sam siebie określał – zdawał sobie sprawę, że nawet „wymyślonym” światem muszą rządzić te same nadrzędne prawa. Dobro walczy ze złem i, choć z pozoru słabsze, ostatecznie odnosi zwycięstwo. Dlatego, zdaniem autora „Władcy pierścieni”, każda baśń powinna mieć ewangeliczne przesłanie, powinna nieść pocieszenie. W jednym z esejów pisarz nazwał Ewangelię „istotą baśni”: „Baśń ta wtargnęła w historię i świat pierwotny (…). Sztuce nadano wymiar prawdy. Bóg jest Panem aniołów, ludzi i elfów. Legenda i historia zlały się w jedno (…). Ewangelia nie zniosła legend, ale je uświęciła”. Pewnie stąd bierze się ten dreszcz emocji, który przeszywa nas, gdy czytamy Tolkiena.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.