Gwiezdne autostrady

Tomasz Rożek

|

GN 51/2012

publikacja 20.12.2012 00:15

Media odkrycie ochrzciły „magnetyczną autostradą”. Naukowcy jeszcze niedawno nie mieli pojęcia o jej istnieniu. Trafiła na nią sonda Voyager 1, która kilka miesięcy temu opuściła Układ Słoneczny.

Gwiezdne autostrady nasa

Voyager 1 i Voyager 2 to bliźniacze sondy, najdalej znajdujące się obiekty wykonane ręką człowieka. W kosmos zostały wysłane w 1977 roku, a dzisiaj znajdują się 20 000 000 000 km od Ziemi. Sygnał z Voyagera do Ziemi leci 16 godzin i jest ledwo u nas słyszalny. Po to, by go zarejestrować, trzeba używać największych radioteleskopów.

Gigantyczna pustka

Voyagery lecą w przeciwnych kierunkach i właśnie wlatują w ogromną pustkę, jaka dzieli Układ Słoneczny od najbliższych galaktycznych sąsiadów. Obserwując nocne pogodne niebo, można odnieść wrażenie, że wszechświat jest wypełniony gwiazdami, galaktykami czy innymi obiektami kosmicznymi po brzegi. W pewnym sensie to prawda, ale trzeba pamiętać, że wszechświat jest ogromny. I głównie pusty. Nie przypomina plaży pełnej piasku, tylko raczej pustkę, w której pojedyncze ziarenka zawieszone są w przestrzeni. Pustka wszechświata może przerażać. Na jej tle układy planetarne są miejscami zatłoczonymi. Żeby to unaocznić, wystarczy przypomnieć, że po 35 latach podróży z prędkością 60 tys. kilometrów na godzinę, Voyager 1 znalazł się na granicy Układu Słonecznego. Najbliższa Ziemi planeta pozasłoneczna znajduje się w odległości ponad 10 lat świetlnych od nas, a więc jest prawie 6 tys. razy dalej niż doleciał Voyager 1. Gdyby lecieć w kierunku tej planety z prędkością, z jaką poruszała się opisywana sonda (a to prędkość jak na ziemskie warunki wręcz oszałamiająca i kilkadziesiąt razy większa niż prędkości kuli karabinowej u wylotu lufy), dotarcie do niej zajęłoby 21 tys. lat.

Słońce jak kropka

Voyager miał pracować góra 4 lata i zbadać Jowisza i Saturna. Gdy tego dokonał, postanowiono skierować go na rubieże naszego układu. W miejsca, o których prawie nic nie wiedziano. I tak sonda, a właściwie dwie sondy, zbadały Urana i Neptuna. Dostarczyły danych dla nauki bezcennych. I leciały dalej. Mierzyły natężenie wiatru słonecznego, poziom promieniowania kosmicznego i pole magnetyczne. Kamery Voyagerów po raz ostatni włączono w 1990 roku.

Teraz już się ich nie uruchamia. Nie ma po co. Sondy lecą w ciemności, a Słońce z odległości, w której się znajdują, jest świ tlną kropką nie większą niż inne gwiazdy na niebie. Poszczególne urządzenia na pokładzie sond były sukcesywnie wyłączane, po to, by oszczędzać energię. Słońce jest za daleko, by baterie umieszczone na pokładzie sondy mogły czerpać z niego energię, a silniki izotopowe działają już na „rezerwie”. W końcu przewidywano, że sonda będzie pracowała 4 lata. Przy mocno ograniczonym programie naukowym sondzie może wystarczyć energii do 2025 roku. Po tym czasie Voyager 1 będzie martwy. Choć siłą rozpędu będzie leciał dalej, nie będzie przekazywał na Ziemię żadnych informacji.

Wszechświat pełen autostrad

Im dalej Voyagery się zapuszczają, tym w bardziej niesamowitych miejscach się znajdują. Kilka dni temu na stronie instytutu Jet Propulsion Laboratory z Pasadeny (USA) pojawiła się informacja, że Voyager 1 trafił w obszar, w którym gwałtownie wzrasta ilość naładowanych cząsteczek pochodzących z Układu Słonecznego. Źródłem tych cząstek jest Słońce, ale dotychczas myślano, że opuszczają one Układ Słoneczny we wszystkich kierunkach równie łatwo. Tymczasem okazuje się, że nie. Że wypływają one „strumieniami”. Te obszary, którymi cząstki z Układu Słonecznego wylatują, nazwano magnetycznymi autostradami. Magnetycznymi, bo to dzięki polu magnetycznemu naładowane elektrycznie cząstki są „trzymane w ryzach”. To pole magnetyczne modyfikuje tory ich lotu. Naukowcy nie mieli pojęcia o istnieniu takich obszarów – rzek naładowanych cząstek. A skoro istnieją miejsca, którymi cząstki z naszego układu wypływają, być może są i takie obszary, którymi wpływają? Czyżby galaktyki, a może cały wszechświat, pokryte były siecią magnetycznych dróg, siecią autostrad? Na te pytania badacze nie mają odpowiedzi. Czekają jednak na kolejne dane z sond Voyager. W zasadzie skazani są na nasłuchiwanie. Nie zanosi się bowiem, by w najbliższych dziesięcioleciach jakakolwiek sonda kosmiczna doleciała na peryferie naszego świata.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.