Szufladkowanie

Leszek Śliwa

Czy prawicowiec musi bronić prawa do powszechnego posiadania broni?

Szufladkowanie

Amerykańska policja ujawniła kilka faktów związanych ze sprawcą masakry w szkole w Newton. Okazuje się, że cierpiał na pewną formę autyzmu. Matka często prowadziła go na strzelnicę. Nie wiadomo, czy strzelanie uważała dla niego za formę terapii, czy tylko rozrywkę. W każdym razie właśnie bronią należącą do matki zabił najpierw ją, potem ponad dwadzieścia osób w szkole, a na końcu siebie.

Tymczasem na Onecie, w dyskusji pod informacją o zamachu ktoś bardzo ostro zaatakował tych, którzy krytykowali istniejące w USA prawo do posiadania broni bez ograniczeń. Nazwał ich wszystkich lewakami. Argumentował, że wariat, jeśli chce, to i tak zdobędzie broń, nawet jeśli istnieją ograniczenia prawne. A normalni, uczciwi ludzie muszą mieć prawo do obrony. Gdyby ktoś zastrzelił wariata od razu, ocalało by wiele osób. Dlatego do takich tragedii dochodzi zwykle w szkołach, gdzie nikt nie ma broni. Wniosek: zakaz posiadania broni zmniejsza bezpieczeństwo, zamiast go zwiększać.

Mam na ten temat inne zdanie. Nie każdy wariat jest w stanie zdobyć broń omijając zakazy, nie każdy jest Breivikiem. Wariat z Newton pewnie nigdy by nie zdobył broni, gdyby nie to, że posiadała ją jego matka. To, że do tragedii dochodzi zwykle w szkołach, nie jest żadną pociechą dla Ameryki. A poza tym to, że uczciwi ludzie mogą posiadać broń, też nie zawsze chroni przed tragedią. W końcu na przykład „mroczny rycerz” strzelał na premierze Batmana, a nie w szkole.

Zastanawiam się jednak, dlaczego tamten dyskutant nazwał lewakami wszystkich, którzy mają w tej sprawie zdanie inne niż on. Chyba wielu z nas zachowuje się czasem podobnie. Uznajemy, że prawicowiec powinien bronić kary śmierci i prawa do powszechnego posiadania broni, a lewicowiec piętnować zanieczyszczanie środowiska i opiekować się zwierzętami. Kiedy ktoś wyłamuje się z tych schematów reakcją jest często zażenowanie, konsternacja i zarzut braku konsekwencji w myśleniu. Przyznam, że bardzo irytuje mnie to szufladkowanie. Powoduje, że ludzie mają coraz mniej płaszczyzn, na których mogą się porozumieć. Jeśli ktoś na przykład oburza się nad znęcaniem się nad zwierzętami, wielu ludzi milczy nie dlatego, że myśli inaczej, ale w obawie, by nie uznano ich za sympatyków lewicy. A przecież jeśli zgadzamy się z kimś w jakiejś kwestii, mamy większe szanse by przekonać go do swoich racji w innej sprawie.