Światełko z Birmingham

Barbara Gruszka-Zych

W Birmingham pierwszy raz od lat zorganizowano kilkugodzinną polską imprezę poetycką. Nie zajęła się tym placówka kulturalna ani dyplomatyczna, tylko Piotr Kasjas – poeta, na co dzień kierowca TIR-a.

Światełko z Birmingham

Okazuje się, że jak się chce, to góry można przenosić. Góry, czyli w tym przypadku trudności organizacyjne, z którymi musiał zmagać się prywatny w końcu organizator. Trzeba było zdobyć finanse na opłatę sali teatralnej w Domu Polskim, nagłośnić Festiwal Poetów, wysłać setki zaproszeń, zadbać o przyjeżdżających z różnych stron Europy poetów, dopracować w szczegółach program. Razem z żoną Agnieszką, z wykształcenia pielęgniarką i nastoletnim synem Arturem, który podczas imprezy obsługiwał sprzęt audiowizualny, przygotowywali spotkanie poetycko-muzyczne, na którego realizację przeznaczone do tego instytucje musiałyby zaangażować ludzi na kilku etatach. Sama w nim uczestniczyłam miniony weekend, więc wiem, że było z klasą i skupiło ponad setkę zainteresowanych, choć w niczym nie przypominało kabaretu, ani koncertu muzyki rockowej. I bynajmniej, nie zamierzam nikogo zachęcać, żeby omijając pomoc instytucji sam realizował swoje artystyczne zamierzenia, ale chcę pochwalić rodzinę Kasjasów i jeszcze raz zwrócić uwagę, że jak się chce – tak wiele da się zrobić! Przykład inicjatywy tych mieszkających pod Birmingham polskich emigrantów zadaje kłam przekonaniu, że Polacy mieszkający za granicami kraju potrafią się tylko podgryzać i wchodzić ze sobą konflikty. Anna Cielecka- Gibson dyrektorka tamtejszego, okazałego, wybudowanego przez pozostałych po wojnie w Birmingham żołnierzy armii gen. Andersa była pod wrażeniem profesjonalizmu imprezy. Z zainteresowaniem uczestniczył w niej również wicekonsul RP Grzegorz Sala, który przyjechał specjalnie z Londynu. A przede wszystkim sami poeci, którzy przybyli z różnych stron Europy, by wziąć udział w premierze antologii „Piękni ludzie” Adama Siemieńczyka. Ten animator polskiej kultury w Londynie zebrał w niej i omówił utwory poetyckie polskich poetów, tworzących gdzieś w świecie.

Takie spotkania skłaniają mnie do refleksji, że pisanie wierszy do czegoś się przydaje. Tu powinnam wstawić emotikon – a dokładnie uśmiechniętą buźkę, ale tak naprawdę wolę uśmiechnąć się do Czytelników, sama przyznając się do kilkunastu tomików wierszy. Pisanie wierszy, jak się okazało na podanym przykładzie, przydaje się do zacieśniania więzów przyjaźni, nawiązywania kontaktów, integracji rozproszonych po świecie Polaków. A tak na marginesie - Dom Polski w Birmingham, dziś zaniedbany i nie całkiem wykorzystany, przypomina polskie placówki kulturalne z czasów minionego ustroju i szkoda, że nikt nie zajmie się jego modernizacją i eksploatacją. Ale to uwaga poboczna. Bo ostatecznie wróciłam stamtąd pełna ciepłych myśli. Także dla tego miejsca.

Od minionego weekendu Birmingham - nieznajomy  punkt na mapie świeci dla mnie ciepłym światełkiem.

TAGI: