Uciec, byle dalej od Syrii

Joanna Bątkiewicz-Brożek

|

GN 47/2012

publikacja 22.11.2012 00:15

Ali dostał w nogę. Kiedy doczołgał się do granicy z Libanem, tonął we krwi. Gdyby zgłosił się do szpitala w Syrii, torturowaliby go. To, co przeżywają syryjscy uciekinierzy, można nazwać piekłem na ziemi.

Uciec, byle dalej od Syrii PAP/EPA

Od marca 2011 roku w Syrii trwa rebelia przeciwko prezydentowi Baszarowi al-Assadowi, tłumiona przez siły rządowe. Życie straciło już co najmniej 30 tys. ludzi. – Najgorzej jest w nocy. Często wstajemy na równe nogi, słychać tylko świsty strzałów, wybuchy bomb – opowiadali mi mieszkający przy granicy z Syrią Libańczycy. Czasem siła wybuchów jest taka, że mimo odległości w mieszkaniach w Libanie spadają ze stołu talerze. Syryjczycy uciekają więc z kraju całymi rodzinami. – Ludzie dosłownie biegną do granicy z Libanem. Z dziećmi na rękach. W nocy. Wiadomo, że przez przejście graniczne armia syryjska ich nie przepuści – mówi Magda Qandil, koordynująca projekt Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) w Libanie.

Strach i pomoc

Bekaa Valley na północy Libanu to malownicza dolina otoczona ogromnymi połaciami gór. Służy jako swoisty korytarz do przerzutu broni i ludzi. – Pewnej nocy usłyszeliśmy straszliwy jęk za oknem – opowiada mi Tony, libański chrześcijanin. – Bałem się, bo w domu dwójka małych dzieci. Wybiegłem na ulicę. Na drodze leżał krwawiący mężczyzna. Nie wiem, jak się doczołgał z kulą w nodze, ledwo oddychał. Potem okazało się, że mężczyzna nie zgłosił się do szpitala w Homs ze strachu. – Jak ktoś ma ranę postrzałową, to prawdopodobnie postrzelili go w czasie demonstracji. Mamy wiele relacji o tym, że ranni są w szpitalach torturowani – tłumaczy Qandil. – Sytuacja jest więcej niż zła. Bo, niestety, rządu Libanu nie stać na to by dalej finansować leczenie chorych i rannych uchodźców. Wzięły to na siebie organizacje międzynarodowe.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.