Nasz mały Watykan

Klaudia Cwołek

|

Gość Gliwicki 46/2012

publikacja 15.11.2012 00:00

Katedra gliwicka. Być ministrantem to zaszczyt, czasem frajda, ale przede wszystkim solidna szkoła życia. Szczególnie wtedy, gdy rówieśnicy uważają służbę przy ołtarzu za obciach.

Rozpoczęcie Roku Wiary w katedrze gliwickiej Rozpoczęcie Roku Wiary w katedrze gliwickiej
Zdzisław Daniec

Katedra to centralny kościół w diecezji, gdzie regularnie odbywają się liturgie z udziałem biskupa. Ministranci, którzy podejmują tutaj służbę, są więc dodatkowo przeszkoleni. Bywa, że podejmują kilka funkcji jednocześnie. – Czasem są codziennie w kościele. Jak służba z biskupem wypada w niedzielę, to każdy ministrant powinien być na swojej Mszy, a część z nich przychodzi jeszcze potem na drugą. A zdarza się, że są nawet trzy razy dziennie, na przykład podczas Triduum Paschalnego, gdy jest więcej prób. To na pewno wielki wysiłek, ale za nim idzie też później łaska od Pana Boga – mówi ks. Sebastian Śliwiński, od dwóch lat opiekun grupy w katedrze. Na liczącą 14 tysięcy mieszkańców parafię przypada zaledwie 30 ministrantów. Filar stanowi około dziesięciu, na których zawsze można liczyć. To naprawdę mało, bo w niedzielę jest siedem Mszy, a w tygodniu pięć, nie licząc nabożeństw i dodatkowych liturgii z udziałem biskupa. Ks. Sebastian Śliwiński podkreśla, że priorytetem są jednak nie święta, ale codzienne życie parafialne. – Jeśli zabraknie normalnego duszpasterstwa parafialnego, to katedra będzie pusta – tłumaczy.

Ćwiczenia za drzwiami

Choć przy ołtarzu nie ma funkcji ważniejszych i mniej ważnych, to wiadomo, że najbardziej rzucają się w oczy, a raczej wpadają w ucho lektorzy i kantorzy. Od ich przygotowania, głosu i dykcji zależy odbiór słowa Bożego. Oni sami są tego świadomi i przyznają się do tremy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.