Wymuszanie pokoju

Franciszek Kucharczak

|

GN 46/2012

publikacja 15.11.2012 00:15

Pokój nie jest skutkiem starań o pokój, lecz o sprawiedliwość

Wymuszanie pokoju Franciszek Kucharczak

Jak co roku przed Świętem Niepodległości nasiliła się propaganda miłości. Miłością zionęły głównie „czołowe media”, z góry ustawiając władzę w roli sprawcy zgody, życzliwości wzajemnej i jedności, którą chcą zakłócić faszyści. Bo faszyści to wszyscy ci, których władza nie lubi i do nielubienia ludowi podaje. Poznaje się ich po tym, że noszą moherowe kominiarki. I to przez nich my, Polacy, tylko się kłócimy i kłócimy. A przecież my, Polacy, jesteśmy tymi kłótniami już bardzo zmęczeni.

Pokojowy jazgot jest tak podawany, żeby przeciętny odbiorca uznał, że brak sporu jest najwyższą wartością, a bycie wypoczętym jest szczytem ludzkich dążeń.

O tak, spokój ma u nas wielkie tradycje. „Imperatorowa i państwa ościenne przywrócą spokojność obywatelom naszym, przeto z wolnej woli dziś rezygnujemy z pretensji do tronu i polskiej korony” – napisał nasz ostatni król w akcie abdykacji. Na co komu taka „spokojność”? Jeśli dziś mamy wolność, to dzięki tym, którzy nie ulegli pokojowej gadaninie. Także tej peerelowskiej, z hasłami rozwieszonymi na co piątym murze, że „zgoda buduje”. Otóż nie buduje – jeśli jest to zgoda na zło. Nie można się zgadzać z tym, co po ludzku niedopuszczalne. Sprzeciw jest wtedy moralnym obowiązkiem i nie ma żadnego znaczenia, jak bardzo to elitom się nie podoba i jak mocno kogo męczy.

Co z tego na przykład, że prezydent wzywa do spokoju i zgody, skoro wskutek jego (choć nie tylko jego) „kompromisowej” polityki wciąż giną ludzie? Czy dla komfortu władzy mamy milczeć nad ciałkami kilkuset dzieci rocznie? Czy mamy siedzieć cicho wobec niszczenia i mrożenia ludzi w procedurze in vitro? I co z tego, że prezydent szeroko się uśmiecha i z ojcowskim wejrzeniem apeluje o zgodę? Jeśli zgadza się na taką niesprawiedliwość, jego apele są puste.

A tak, elity nie chcą słuchać „wiecznie o tym samym”: o aborcji, o związkach partnerskich, o in vitro i tym podobnych szaleństwach. Właśnie to najbardziej męczy „autorytety”. Bo chcą przepchnąć to wszystko w spokoju. Chcą rozwalić rodzinę po cichu, niepostrzeżenie zdemoralizować dzieci urodzone, a nieurodzone zabić bez krzyku lub bez problemów wyprodukować i sprzedać jak towar na zamówienie. Tego wszystkiego chcą, i wielu innych zgubnych rzeczy, w których pławi się postchrześcijańska cywilizacja. Dlatego na użytek pseudochrześcijańskiej propagandy odkurzają zeszyty z religii i pouczają: „Jezus kazał nadstawiać drugi policzek”. Tak, kazał nadstawiać, ale własny – nie cudzy. Gdy biją, a nawet zabijają kogoś innego, uczniowi Chrystusa nie wolno patrzeć na to bezczynnie. Nie gadajcie o belce w moim oku, gdy wyrzucacie do śmietnika oczy dziecka, razem z jego ukręconą głową. Nie mówcie „nie sądźcie”, gdy na jaw wychodzą fakty o tym, coście zrobili – a nie opinie o was. Nie jazgoczcie o rzucaniu kamieniami, gdy was przygniatają argumenty. Prawdziwy pokój jest skutkiem sprawiedliwości, a nie wymuszonej ciszy.

Rodzina do krów

Portal Onet przeprowadził rozmowę z autorytetem Salonu, seksuologiem prof. Lwem Starowiczem, na okoliczność rodzinnych kłopotów Marty Kaczyńskiej. „Jak w Polsce postrzegani są politycy rozwodnicy lub samotni? – pyta wywiadowca. Na to Starowicz: „Lepiej postrzegani się politycy, którzy mają uregulowane życie rodzinne. Życie rodzinne w Polsce to jest święta krowa”. Ha, więc to już tak daleko zaszło? Do niedawna rodzina była po prostu święta. Świętą krową natomiast nazywało się kogoś, kto cieszy się niezasłużonymi przywilejami i nieuzasadnioną ochroną. Cóż, idziemy z postępem.

Stany w dół

Przy okazji wyborów prezydenckich w USA w różnych stanach odbywały się dodatkowo referenda. Mieszkańcy stanów Maine, Maryland i Waszyngton zagłosowali na rzecz legalizacji homozwiązków, a mieszkańcy Minnesoty odrzucili poprawkę do stanowej konstytucji, która określała małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Do tej pory Amerykanie odrzucali w referendach wszelkie tego rodzaju postulaty. Analitycy sądzą, że zmiana ich nastawienia jest związana z bezprecedensowym wystąpieniem Baracka Obamy, który, jako pierwszy w historii prezydent USA, publicznie poparł wynaturzone związki. A na dolarach Amerykanie wciąż deklarują, że w Bogu ich nadzieja.

Słowacja w górę

Jest i dobra wiadomość: Słowacka Rada Narodowa odrzuciła projekt wprowadzający związki partnerskie dla par tej samej płci. Na 129 głosujących posłów za projektem liberalnej partii Wolność i Solidarność głosowało zaledwie 14. Wnioskodawcy twierdzili m.in, że „gdyby Jezus Chrystus siedział tu na Sali, głosowałby za tą ustawą”. Szef słowacko-węgierskiej partii Most odpowiedział na to, że Jezus „raczej sięgnąłby po bicz”. W tej sprawie obyło się bez głosowania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.