Owca Maria

Szymon Babuchowski

Bóg z wielką miłością patrzy na odłączoną od stada owcę.

Owca Maria

Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.

Te słowa Jezusa zapisane w Ewangelii wg św. Łukasza przychodzą mi na myśl, kiedy słucham utworu Marii Peszek „Pan nie jest moim pasterzem”. Tekst piosenki, z założenia obrazoburczy, oparty na odwróceniu psalmu do góry nogami, nie budzi we mnie złości ani mnie nie gorszy. „Pan nie jest moim pasterzem/ A niczego mi nie brak/ Nie przynależę i nie wierzę/ I chociaż idę ciemną doliną/ Zła się nie ulęknę i nie klęknę/ Nie klęknę/ Pan nie prowadzi mnie/ Sama prowadzę się/ Jak chcę, gdzie chcę/ Pan nie prowadzi mnie/ Sama prowadzę się własną drogą/ Zawsze obok”.

Pierwszą reakcją, która mnie ogarnia jest… współczucie. I wyobrażam sobie, że Bóg musi z wielką miłością patrzeć na tę odłączoną od stada owcę, która „sama się prowadzi” na manowce. Jest jakiś dziwny smutek w tej buńczucznej deklaracji niezależności. Tak jakby sama autorka przeczuwała, że to droga donikąd.
I wiem, że Pan, choć czasem pozwala na takie odejścia, to idzie krok w krok za zabłąkaną owcą, nawet gdy ona zapuszcza się w najciemniejsze rejony. Dotyczy to każdego z nas. Możemy wyć wewnętrznie z rozpaczy, a jednocześnie twardo obstawać przy swoim „niczego mi nie brak”. Ale w końcu przychodzi taki moment, kiedy czujemy się bezradni, nie umiemy już „sami się prowadzić”. To błogosławiony moment. Najlepszy, by przekonać się, że On zawsze jest tuż obok.