Feliks skory do skóry

Ks. Tomasz Lis

|

Gość Sandomierski 43/2012

publikacja 25.10.2012 09:46

Przez ponad 70 lat wyrabiał uprząż dla koni, eleganckie pasy i szelki. Dziś szpikulce, kleszcze i dratwa wyczekują następcy po rzemieślniku.

 Pan Feliks nie ma komu przekazać warsztatu i mistrzowskich umiejętności Pan Feliks nie ma komu przekazać warsztatu i mistrzowskich umiejętności
ks. Tomasz Lis

Wmałym przydomowym warsztacie słychać rytmiczne postukiwanie rymarskiej maszyny. Mimo 86 lat Feliks Krawczyk nie umie odmówić, gdy ktoś ze znajomych przyjdzie z jakąś robotą. – Przynoszą rzeczy po maszynowej robocie, które po kilku użyciach sypią się i prują. W mieście rymarzy już nie ma, a ja lubię podłubać – opowiada pan Feliks. Marzy, by zostać kowalem, ale trafił do mistrza Matuszewskiego. – Była okupacja, gdy ktoś nie pracował, wywozili go na roboty do Niemiec. Więc w 1941 r. poszedłem uczyć się rymarki. Po wyzwoleniu byłem już czeladnikiem, potem pracowałem w Spółdzielni Wielobranżowej, by na koniec otworzyć własny warsztat – opowiada emerytowany rymarz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.