Niewinność Martinellego

Edward Kabiesz

|

GN 43/2012

publikacja 25.10.2012 00:15

Aż dziw, że po premierze „Bitwy pod Wiedniem” na ulicach zamieszkałych przez muzułmanów miast nie wybuchły zamieszki. Prawdopodobnie nie czytali recenzji polskich krytyków.

 Enrico Lo Verso  jako Kara Mustafa Enrico Lo Verso jako Kara Mustafa
monolitch films

Filmowej „Bitwy pod Wiedniem” Renza Martinellego obronić się nie da. Od strony artystycznej jest porażką, a marketingowe zabiegi rozbudziły niespełnione oczekiwania. Nie dziwią więc ostre sformułowania, które znaleźć można w recenzjach ukazujących się w prasie i portalach internetowych. Czasem jednak recenzje przekraczają miarę, operują nie argumentami merytorycznymi, ale raczej obnażają niewiedzę i kompleksy ich autorów. Co szczególnie zdenerwowało grono krytyków filmu? Piszę grono, bo nie są to pojedyncze przypadki. Stawiają oni „Bitwie pod Wiedniem” dwa zarzuty wielkiego kalibru: to antymuzułmańska propaganda, a do tego podszyta katolicką ideologią.

Bitwa antymuzułmańska

Można byłoby to skwitować stwierdzeniem, że zarzuty są słuszne. Po pierwsze film jest antymuzułmański i bitwa pod Wiedniem też była antymuzułmańska, bo Turcja była i jest państwem muzułmańskim. Drugi zarzut, że film jest ideologicznie prokatolicki, bo jak czytamy: „…tymczasem bitwa pod Wiedniem nie tylko baśnią jest jarmarcznie toporną i podszytą prokatolicką ideologią na poziomie socrealistycznych produkcyjniaków…” [Paweł T. Felis]. Dzisiaj każdy film, w którym katolicyzm, a szerzej chrześcijaństwo przedstawione zostało bez negatywnych konotacji, budzi podejrzliwość i naraża się na atak antyreligijnych aktywistów każdej branży. Jednak i z tym zarzutem można się zgodzić. Rzeczywiście na sztandarach antytureckiej koalicji widniały symbole chrześcijańskie, a dowódcy i żołnierze przed bitwą brali udział w Mszach, modlili się, a w czasie walki wzywali na pomoc Boga. Martinelli również w tym temacie nie skłamał. Krytykom, którzy historię Europy traktują w oderwaniu od realiów tamtych czasów, trudno przyjąć do wiadomości, że dla milionów jej mieszkańców wiara była podstawą ich egzystencji. Dosyć ironii, na koniec ogólnych rozważań jeszcze tylko jedna uwaga. Koproducentem filmu była też Turcja. O ile mi wiadomo, do tej pory tureccy producenci jakoś nie dostrzegli w nim antyislamskiej propagandy ani też nie przeszkadzał im krzyż Jana Pawła II.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.