Zakochana w Polsce

Szymon Babuchowski

|

GN 43/2012

publikacja 25.10.2012 00:15

Polska jest jej największą pasją. Barbara Wachowicz podąża śladami naszych wielkich rodaków i ocala od zapomnienia całe pokłady przepięknej polszczyzny.

Barbara Wachowicz podczas kwesty  na warszawskim cmentarzu Powązkowskim Barbara Wachowicz podczas kwesty na warszawskim cmentarzu Powązkowskim
east news/JERZY STALEGA

Jest wybitną i kto wie, czy nie najwybitniejszą popularyzatorką polskości w Polsce. Bo w Polsce mało kto umie pisać o polskości tak, żeby to było zrozumiałe, pełne wdzięku i żeby nie ocierało się o kicz. Poza tym z jej pracowitych i pracochłonnych książek można się niezwykle wiele nauczyć i niemało razy wzruszyć. To jest taki przewodnik po duszy polskiej, taka rozmarynowa biblijka – tak o Barbarze Wachowicz i jej twórczości napisała kiedyś Agnieszka Osiecka. Bogatą działalność, nie tylko pisarską, autorki „Wigilii polskich” doceniło również ostatnio jury nagrody Totus, przyznawanej przez Fundację „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Laur w kategorii: osiągnięcia w dziedzinie kultury chrześcijańskiej otrzymała za propagowanie polskiego patriotyzmu, wiary, postawy honoru i prawości.

Strażnicy grobu

Skąd u Barbary Wachowicz ta pasja krzewienia polskości? Szukając jej źródeł, pisarka powraca myślą na Podlasie, miejsce swojego pochodzenia. Do prapradziadka Władysława Kuleszy, podporucznika w powstaniu styczniowym, który jako jedyny z pięciu braci ocalał podczas walk. Krzyż powstańczy zawieszony mu na szyi przez matkę przetrwał do dziś i jest czule przechowywaną pamiątką. Wachowicz opowiada też o mamie i wujku – bohaterach Armii Krajowej oraz ojcu – podchorążym 2. Pułku Ułanów Grochowskich. – Wojna zdruzgotała świat naszych rodziców, a nasze pokolenie rzuciła w pustkę i mrok lat stalinowskich – wspomina w krótkim filmie dokumentalnym „Basia z Podlasia”, zrealizowanym przez Telewizję Polską. – I nagle, pewnego dnia, przyszło do nas olśnienie. Do gromadki dzieci AK-owskich, w ponurym Piastowie pod Warszawą – brzydkiej osadzie, która śmierdziała gumą – dotarła książeczka. „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego – wielki fundament braterstwa i służby. Pamiętam ten moment, kiedy uciekliśmy na wagary do Pęcic. Tam były stawy, kwitły kaczeńce, a w pięknym, podruinowanym dworze z wypisaną sentencją: „Jam jest dwór polski, co walczy mężnie i strzeże wiernie”, była filia szpitala dla nerwowo chorych w Tworkach. Baliśmy się troszkę tych dziwnych postaci w szlafrokach. Oczywiście potem się okazało, że bardzo często są to ludzie, których tam ukrywano, by ich ubecja nie dopadła. Nagle z bocznej ścieżynki wyłonił się człowiek w obszarpanym szlafroku, spojrzał na nas bardzo przytomnym okiem i powiedział: „Idźcie tam”. Myśmy poszli tą ścieżyną i znaleźliśmy się na polance. Stał tam ogromny grób z orłem unoszącym skrzydła i napisem: „Polegli na polu chwały”. Stanęliśmy, czytaliśmy pseudonimy i wiek – czternaście, piętnaście, szesnaście lat. To byli nasi rówieśnicy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.