Figa z makiem

Marcin Jakimowicz

Spowiednicy łamali sobie głowy nad jej opowieściami, z podejrzliwością patrzyli na mistyczne wynurzenia. Kazali pokazywać Jezusowi… figę z makiem.

Figa z makiem

To nie może być Jezus Chrystus – orzekali spowiednicy, którzy wysłuchiwali opowieści św. Teresy (dziś jej święto!) – To z pewnością sztuczki przebiegłego demona.

Nakazywali karmelitance, by - gdy ujrzy Chrystusa - pokazywać Mu… figę. Tak, dla bezpieczeństwa.

Wszystko odbywało się pod czujnym okiem Inkwizycji. Jan z Avila (świeżo upieczony doktor Kościoła) miał niesłychanie trudne zadanie. Poproszono go o recenzowanie pism mistyczki. Jak bliska musiała być jego relacja z Bogiem, skoro rozeznał, że objawienia, które były udziałem karmelitanki były prawdziwe! – Mistrz Avila – notowała Teresa – napisał do mnie długo i wszystko mu się podoba. „Dobre dzieło pani wykonała...” – podsumował.

Jan przeraził się, że nakazywano jej pokazywać „figę” Jezusowi: „wskazówki i rady, których udzielono Waszej miłości w tej kwestii, wzbudziły we mnie uczucia zgrozy i wielkiej udręki” – pisał.

Zalecił Teresie zdrową nieufność wobec zjawisk nadprzyrodzonych, ale zapewniał ją… że sama opierała się im już zbyt długo.

Genialna diagnoza. I znakomita podpowiedź dla wszystkowiedzących komentatorów, którzy doskonale wiedzą, że Kościół skończył się na Vaticanum II, a neokatechumenat czy Odnowa Charyzmatyczna są dziełami z piekła rodem.

Pokazać rzeczywistości figę. To najłatwiejsze rozwiązanie.

– Tischner pisał, że to, co świat przeżył w lat dwieście, my robimy w dwadzieścia. Szybkość zmian jest taka, że wszyscy się gubią – przypominał ostatnio bp Grzegorz Ryś w rozmowie w „Tygodniku Powszechnym” – Tylko na to pogubienie można różnie zareagować: albo schowaniem się w kryjówce, albo przeciwnie - jeszcze uważniejszym przyjrzeniem się światu.