„Rewolucja” premiera

Bogumił Łoziński

Nazywając wydłużenie urlopu macierzyńskiego do roku „rewolucją na rzecz dzietności”, premier mocno przesadził.

„Rewolucja” premiera

Jeden z dwóch głównych wątków tzw. drugiego expose premiera Donalda Tuska dotyczyło polityki prorodzinnej. Premier zapowiedział wydłużenie urlopu macierzyńskiego do roku. Jeśli ktoś zadeklaruje, że z niego skorzysta, otrzyma 80 procent dotychczasowego wynagrodzenia, a jeśli jak dotychczas będzie na nim przebywał pół roku, otrzyma 100 procent. Ponadto premier zapowiedział zwiększenie nakładów państwa na żłobki i przedszkola. W pełni popieram te propozycje, to niewątpliwie są elementy polityki prorodzinnej. Tyle, że to są tylko elementy, a nie kompleksowy plan. Czy wydłużenie o pół roku urlopu macierzyńskiego spowoduje boom demograficzny? Wątpię. Inicjatywy dobre, ale niewystarczające. Nazywanie ich „rewolucją” jest zdecydowanie na wyrost.

Przy okazji premier odniósł się do głosowania w sprawie projektu zakazu aborcji dzieci chorych, który został przyjęty w pierwszym czytaniu, także głosami 40 posłów Platformy. Jego zdaniem zakaz zabijania chorych dzieci „nie służy dobrze polskiej matce i polskiemu dziecku”. Wyraził przy tym opinię, że powszechna dostępność do żłobków i przedszkoli czy wydłużenie urlopu macierzyńskiego sprawią, że „znikną upiory wojny aborcyjnej”. Po czym w tym kontekście stwierdził, zwracając się bezpośrednio do tych 40 posłów z PO: „Chcecie, aby kobiety w Polsce w poczuciu bezpieczeństwa rodziły dzieci, to pomóżcie nam, aby ten program zrealizować, a nie straszcie więzieniem” - dodał. Otóż premier mówi nieprawdę, bowiem w Polsce kobiecie za dokonanie aborcji nie grozi więzienie. Zdumiewa też nieukrywana agresja premiera wobec posłów, którzy w jego klubie głosowali zgodnie ze swoim sumieniem.