Mikołejko - magma i słowotok

Agata Puścikowska

Pan profesor popełnił dzieło o matkach „wózkowych”

Mikołejko - magma i słowotok

Czasem naiwnie człowiekowi się wydaje, że nic go już nie zdziwi: ani głupota - realna bądź wirtualna, ani brak kultury, ani poziom agresji względem ludzi wokół. Tymczasem jednak możliwości ludzkie w wyżej wymienionych obszarach pozostają bez granic. Bo oto czytam felieton prof. Mikołejki o matkach „wózkowych”. I nawet nie bardzo wiem: śmiać się, płakać, czy… współczuć. A choć właściwie powinno się spuścić zasłonę milczenia na pełne nienawiści, pogardy i kompletnie niezrozumiałego, antyludzkiego (!) słowotoku pana profesora, to jednak - ponieważ w mediach rozgorzała dyskusja na jej temat, kilka słów ad vocem…

Najpierw krótki cytat numer jeden z wiekopomnego dziełka o subtelnej nazwie „Wózkowe - najgorszy gatunek matki”. Pan profesor pisze: „Te nigdy niedomknięte furtki. Dzieciaki puszczone samopas, gdziekolwiek, a najlepiej na mój trawnik”. Koniec pierwszego cytatu. I komentarz: jeśli wszystkie „wózkowe” matki świata sprzysięgły się przeciw konkretnemu panu profesorowi, i napuszczają dziesiątki dzieci, które to przybiegają do tegoż na trawnik, należy czym prędzej powiadomić organa ścigania! Taka sytuacja z pewnością i bezpośrednio zagraża niewinnym i bezbronnym dzieciom!

Cytat drugi: „To ich durne puszenie się świeżym macierzyństwem, które uczyniło z nich - przynajmniej we własnym mniemaniu - królowe balu. Patrzę więc, jak to idą i gdaczą, jak stroją fochy, uważając się za Bóg wie co. Jak pytlują nieprzytomnie, gdy tymczasem ich potomstwo obrzuca się piachem albo wyrywa sobie nawzajem włosy”. Koniec cytatu. I pytanko: czym się różni „durne puszenie się świeżym macierzyństwem” od nienawistnego, „profesorskiego” pisania o macierzyństwie? Ano tym, że ze „świeżego macierzyństwa” się wyrasta wraz z wiekiem i dzieckiem. Nienawistne „profesorskie” pisanie natomiast, niebezpiecznie postępuje wraz wiekiem…

Cytat kolejny: „Dzieci najwyraźniej potrzebne im do tego, aby coś znaczyć. Być Kimś. Domagać się urojonych praw i zawieszenia społecznych reguł. Nie chodzi o młode matki. Te są najzupełniej w porządku. Chodzi o wózkowe - wojowniczy, dziki i ekspansywny segment polskiego macierzyństwa. Macierzyństwa w natarciu, zawsze stadnego i rozwielmożnionego nad miarę. Pieszczącego w sobie poczucie wybraństwa i bezczelnie niegodzącego się na żadne ograniczenia”. Prośba o wyjaśnienie: jakich metod naukowych profesor użył, by odróżnić plewy od ziarna, czyli innymi słowy „młode matki” od „matek wózkowych”?

Być może, profesor dokonuje takowego rozróżnienia i naukowego podziału już w kolejnym fragmencie: matki „wózkowe” to te, które „domagają się dla siebie szczególnej tolerancji - a domagają się jej zawsze! - to wypychają na pierwszy plan dzieci. Że to dla tych bachorków. A któż odmówi dziecku? Okaże się tak nieczuły i paskudny? Ale dzieci to zwykle alibi. Pretekst, by nic nie robić. Aby nie pracować i nie rozwijać się (czy widzieliście kiedyś wózkową czytającą książkę?)”. Czyli - jeśli matka, siedząc w piaskownicy, czyta Prousta, nie jest „wózkowa”. Tylko młoda. A jeśli akurat nie czyta, lecz czas poświęcony dziecku, poświęca… dziecku, lub (co gorsza!) rozmawia z koleżanką obok, wtedy staje się strojącą fochy, puszącą się świeżym macierzyństwem, matką „wózkową”.

Aż szkoda, że profesor - miast wylewać na papierze własne fobie i frustracje, nie pokusił się o próbę systematyki ewentualnych sankcji społeczno - prawnych, które groziłyby za bycie matką „wózkową”. Na przykład: matkom „wózkowym” zabrania się poruszania w pobliżu uniwersytetów. Lub też: w kawiarniach i miejscach uczęszczanych przez znanych profesorów powinny wisieć tabliczki: „wózkowym wstęp wzbroniony pod karą administracyjną”.

Profesor pisze dalej tak: „Nawet ich rozmowy są o niczym. Magma słów bez znaczenia. Słowotok - i tyle”. A może właśnie ten jeden szczegół przeważył, i pan profesor tak naprawdę, poczuł się urażony i zagrożony? Nie ma obawy: żeby skutecznie popełniać „magmę słów i słowotok” - można być zarówno arogancką mamą „wózkową”, jak i aroganckim profesorem. Prawo do słowotoku bez znaczenia na wieki pozostaje nie zastrzeżone.