Media i wolność

ek/KAI

publikacja 01.09.2012 19:17

Zewsząd słyszymy o problemach kolejnych katolickich mediów, o zagrożeniu likwidacji poszczególnych tytułów, o ograniczaniu zatrudnienia, cięciu kosztów. – mówi w wywiadzie dla KAI abp Wacław Depo, przewodniczący Rady Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu.

Media i wolność Metropolita częstochowski abp Wacław Depo Henryk Przondziono

Jako przykład podaje „Niedzielę”. W Częstochowie sprzedaje się zaledwie 1,5 tys. egzemplarzy tygodnika.  

Arcybiskup analizuje sposób w jaki media opisują misję Kościoła. Misja Kościoła nie jest opisywana w sposób obiektywny, media pokazują co prawda jakieś fragmenty, ale nie jest to pełny obraz. Skupianie się na słabościach Kościoła i pokazywanie wyłącznie jego ciemnych stron jest po prostu niesprawiedliwe. – powiedział abp Depo.

I dodaje, że bardzo często osobom prezentującym stanowisko Kościoła udziela się głosu, aby za chwilę przekazać go komuś innemu, mówiąc że wrócimy do tego tematu, przy czym w kontekście innych opinii ten głos jest już nie do końca zrozumiały. Dotyczy to wszystkich: biskupów, duchownych, świeckich.

Zauważa też, że w mediach szczególnie uprzywilejowani są przedstawiciele wszelkich mniejszości, których wypowiedzi nikt nie ogranicza, zaś dziennikarz jest stroną w dyskusji.

W obszernym wywiadzie arcybiskup porusza też sprawę Telewizji Trwam oraz wskazuje przykłady proponowanych rozwiązań, które mogłyby pomóc katolickim mediom. Jednym z nich byłoby powołanie Funduszu Medialnego.

Poniżej pełna treść wywiadu:

KAI: Co się dzieje w mediach świeckich, jaki obraz Kościoła przekazują odbiorcom?

Abp Wacław Depo: Można odnieść wrażenie, że "wzmaga się walka na froncie ideologicznym". Misja Kościoła nie jest opisywana w sposób obiektywny, media pokazują co prawda jakieś fragmenty, ale nie jest to pełny obraz. Czeka nas ogromny wysiłek i praca, żeby przedstawić Kościół katolicki, nie jako obóz sprzeciwiający się postępowi, tylko jako wspólnotę ludzi rozumnych, wolnych, biorących odpowiedzialność we własnym sumieniu za to, kim są jako wierzący i we wspólnocie współobywateli. Skupianie się na słabościach Kościoła i pokazywanie wyłącznie jego ciemnych stron jest po prostu niesprawiedliwe.

KAI: Kościół jako wróg postępu, to już zarzucał mu Wolter, a później bolszewicy, komuniści, nowa lewica. Czy część mediów wraca do antykościelnej retoryki?

- Gdy byłem dzieckiem w pierwszych latach szkoły podstawowej, usunięto lekcje religii ze szkół. Od tego momentu chodziliśmy po różnych domach. W pewnym momencie jedna z właścicielek powiedziała, że nie może nas już przyjmować, bo grozi jej wysoka kara finansowa. Ostatecznie zgromadziliśmy się w kościele, gdyż nie było dla nas innych miejsc w przestrzeni publicznej.

Dziś można ze zdumieniem zauważyć powrót do retoryki tamtego czasu, żeby religia była zamknięta jedynie w kościołach. Zaś obecne pokolenie ludzi dorosłych jest nieprzygotowane do tak szerokiego przekazu i odbioru mediów. Ludzie, którzy tworzyli i walczyli o „Solidarność” ucieszyli się, że mogą mówić własnym głosem, że zdobyli jakąś przestrzeń wolności. Uznali, że to wystarczy. A wolność trzeba zagospodarować w prawdzie, i dopiero wówczas stworzy się dobrze funkcjonujące media, które stoją na jej straży.

Gdy nie rozpoznaję prawdy także w mediach, kulturze masowej, gdy nie żyję w prawdzie w każdej chwili mojego osobistego i zawodowego życia, a człowiekiem wierzącym jestem jedynie "po godzinach" - grozi mi prawdziwe zniewolenie.

Przypomnijmy, że kiedy w roku 1980 rozpoczęły się zarówno protesty w Trójmieście i innych miastach Polski, tłumy ludzi gromadziły się na Eucharystii, która była „przestrzenią prawdy i wolności”. Przyznajmy również, że dla wielu osób oznaczało to jawny sprzeciw wobec ustroju totalitarnego. Owszem, walczyliśmy o prawdę w szkołach, zakładach pracy i mediach, ale zbyt mało uwagi poświęcaliśmy sprawom formacji sumienia, dlatego niewiele osób łączyło modlitwę z życiem sakramentalnym. My z tym bagażem i brakiem formacji, która buduje na prawdzie, weszliśmy w nowe uwarunkowania i do dziś zbieramy tego „owoce”.

KAI: I efekt tej niedojrzałości jest widoczny także w mediach?

- Trzeba dostrzec i uznać olbrzymią pracę wielu dziennikarzy. Ale od ponad 20 lat, w tej „nowej wolności” – poprzez przekaz niektórych mediów nie dostrzegamy pełnej prezentacji prawdy chrześcijańskiej, która wyrażona by była zrozumiałym i przystępnym językiem, dla współczesnej mentalności. Bardzo często osobom prezentującym stanowisko Kościoła udziela się głosu aby za chwilę przekazać go komuś innemu, mówiąc że wrócimy do tego tematu, przy czym w kontekście innych opinii ten głos jest już nie do końca zrozumiały. Dotyczy to wszystkich: biskupów, duchownych, świeckich.

KAI: Głos Kościoła nie jest więc traktowany jako stanowisko równorzędnego partnera w dyskursie społecznym?

- Oczywiście, ktoś może się z tym stanowiskiem nie zgadzać. Ale zauważmy, że w mediach szczególnie uprzywilejowani są przedstawiciele wszelkich mniejszości, ich wypowiedzi nikt nie ogranicza, zaś dziennikarz bardzo często nie jest moderatorem rozmowy, a stroną w dyskusji. Tę sytuację tłumaczy się faktem, że „jesteście większością” i z tej przewagi dla „sprawiedliwości społecznej” macie mniej praw…

KAI: W ogólnopolskim tygodniku ukazuje się nierzetelny artykuł o przestrzeganiu celibatu przez księży. Czy mamy równie mocne media, które nie tylko sprostują zdeformowany i kłamliwy obraz, ale są w stanie przekazać równie mocną narrację?

- Na pewno mamy takie osoby, wymienię dla przykładu: o. prof. Józef Augustyn, o. prof. Jozafat Nowak, o. prof. Andrzej Derdziuk, czy ks. Marek Dziewiecki. Mówią o celibacie i cnocie czystości chrześcijan i o tym, jak powinny one być przeżywane w Kościele, podają argumenty, dają też osobiste świadectwo. I ci ludzie są nieobecni, albo bardzo rzadko występują w mediach, także katolickich. Ale trzeba przyznać - nie mamy medium dostatecznie silnego, które mogłoby przeciwstawić się takiej publikacji.

KAI: Święty Jan Bosko doznał kiedyś olśnienia, że narzędziem dechrystianizacji i ataków na Kościół są i będą media. Gdy to sobie uświadomił, zaczął zakładać własne czasopisma. Ta diagnoza jest nadal aktualna, ale czy odpowiedź, jakiej udzielamy, jest na miarę potrzeb?

- Zewsząd słyszymy o problemach kolejnych katolickich mediów, o zagrożeniu likwidacji poszczególnych tytułów, o ograniczaniu zatrudnienia, cięciu kosztów. Podam przykład. W Częstochowie sprzedaje się zaledwie 1,5 tys. egzemplarzy Tygodnika „Niedziela”, który jest czasopismem założonym przez pierwszego biskupa częstochowskiego Teodora Kubinę, założyciela także „Gościa Niedzielnego”. Chciałbym zwrócić uwagę, że wraz z katolickim tygodnikiem – zarówno księża, jak i rodziny chrześcijańskie – mogą otrzymywać co tydzień bardzo ważną odtrutkę dla naszej codzienności. Pismo katolickie dostarczy nam bowiem argumentów, które pomogą nam określić granice kłamstwa i wybrać to, co prawdziwe i moralnie najlepsze.

KAI: Być może papier odchodzi w przeszłość. Ale czy Kościół jest dostatecznie obecny w internecie? Miejsca ewangelizacji, informacji, formacji i riposty wobec nieuczciwych chwytów propagandowych?

- Kościół wchodzi już od wielu lat w internet, są takie portale, jak Deon, Wiara, są portale, poświęcone modlitwie. Ale przed nami jeszcze ciężka, ale konieczna praca, bez niej nie sposób już dotrzeć do ludzi, wejść w ich codzienność problemy, pokazać je w świetle wiary. Satysfakcja, że mamy wciąż jeszcze ludzi w kościołach, bez równoległego podjęcia takich prac, jest bardzo niebezpieczna. Ponieważ obecność w kościele ogranicza się do jednej godziny tygodniowo, a po internecie "surfuje się" godzinami i robią to zwłaszcza ludzie młodzi. Zarówno tu, ale także w innych mediach sączy się przekaz - prawdziwy lub nie - obrazu świata.

Na wejście Kościoła w internet patrzę jednak z większym optymizmem - gdy byłem biskupem w Zamościu obserwowałem kleryków z wybitnymi zdolnościami, a także wielką inwencją twórczą do poruszania się po necie. Dwóch z nich, już po święceniach, wysłałem na studia dziennikarskie. Studia w Rzymie są bardzo kosztowne, wobec tego należy kierować także na KUL, UKSW czy do Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu tak, aby mieć jak najlepszych specjalistów z tej dziedziny.
I chcę podkreślić, że nikogo z biskupów nie trzeba przekonywać, że to miejsce szczególnie ważne dla Kościoła i dzieła ewangelizacji.

KAI: Mówimy dotychczas o prywatnych mediach obecnych na rynku, a jak z informowania o Kościele wywiązują się publiczne środki przekazu?

- Publiczna TV ma wpisany w swą misję obowiązek dostarczania obiektywnych informacji o Kościele. Zdarzają jej się, nazwijmy to "wpadki", gdy materiał o sektach ilustruje się zdjęciami z pielgrzymki Radia Maryja. Nie chcę też wracać do odejścia bp. Antoniego Długosza z programu "Ziarno", ale mam kolejny niepokojący sygnał, że ma być on przeniesiony z soboty na niedzielę i ma być emitowany w jednym bloku z programem "Między niebem i ziemią". W takiej sytuacji wielu dorosłych może uznać, że oglądając program z dziećmi dostatecznie uczcili już niedzielę i nie pójdą na Mszę św. A program religijny, emitowany w sobotę, był dobrym wstępem i przygotowaniem do niedzielnej Eucharystii. Z powodu tej zmiany utracimy coś ważnego - łączność dzieci z rodziną, idących do kościoła.

W tej sytuacji telewizja Trwam nie otrzymuje miejsca na multipleksie. A jest to telewizja, która zaspakaja potrzeby licznych rzesz wiernych, informuje szeroko o życiu Kościoła, jest w niej i modlitwa, i formacja. Patrząc na tę telewizję nie tylko jako przewodniczący Komisji ds. Mediów KEP, ale też jako biskup, widzę, że jest to propozycja bardzo panoramiczna. To nie jest tylko dewocyjna stacja, ale telewizja ta porusza bardzo ważne problemy społeczne, cywilizacyjne, pokazuje obraz Polski, sprawy rzadko obecne w innych mediach.

Co do spraw politycznych, zbyt wiele osób dało sobie wmówić i uznało za prawdę, że TV Trwam została „zawłaszczona” przez PiS. To nie odpowiada prawdzie. Podobnie, jak ze sprawą obrony krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Broniłbym tezy, że TV Trwam jest katolicką i niezależną stacją, choć nie ulega wątpliwości, że są politycy, którzy proponowali swoje programy i próbowali się promować, żeby zaistnieć. Ale nieraz byłem świadkiem, jaka jest reakcja wobec prowokacji i prób konfrontacyjnego nawiązania do polityki, ataków nienawiści i wykorzystania tego medium. Wówczas prowadzący doskonale takie kwestie wyciszają, mówią, że dziękują, ale że taki głos jest niezgodny z zasadami i przechodzą do następnych tematów.

Dajmy więc szansę tej telewizji, żeby mogła się rozwijać, ona już naprawdę przeszła przez pewne etapy i widać, że nie jest to jakieś „domowe kółko” Ojców Redemptorystów i grona kilku osób, tylko tu dotyka się spraw, które ludzi bolą. Nie mówiąc już o przekazie autentycznego głosu Kościoła, jakim są transmisje z pielgrzymek Ojca Świętego i ważnych wydarzeń naszej wspólnoty w Polsce. I trudno uwierzyć, że ta telewizja ma 6 tys. odbiorców, a Radio Maryja kilkanaście tysięcy.

O sposobie przyznania miejsca na multipleksie innym stacjom dowiadujemy się coraz więcej i wszystko wskazuje na to, że to "podwórko" zostało zagospodarowane już wcześniej.

KAI: Jak można rozwiązać ten problem?

- Nie chciałbym być prorokiem nadchodzących trudnych czasów, wszelkiego typu dramatów, zubożenia społeczeństwa, które zbiega się z rozmaitymi klęskami żywiołowymi. Dopiero wtedy, gdy ból będzie wykrzyczany nie tylko na ulicach, który pociągnie pewne ofiary, znowu będziemy szli razem - politycy, Kościół i media też.

KAI: W środowisku dziennikarzy katolickich oraz piszących o sprawach religijnych narasta przekonanie, że należy podjąć wspólne działania, żeby te media wesprzeć. Powołać Kongres, zorganizować Okrągły Stół, może ogólnopolską zbiórkę.

- Cieszy mnie inicjatywa Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, które od kilku lat w Łodzi organizuje sympozja na fundamentalne tematy - prawdy, kłamstwa, manipulacji, etyki w mediach, umiejętności korzystania z mediów. Na początku mojej posługi w Radzie ds. Mediów zaproponowali spotkanie modlitewne na Jasnej Górze 13 października, dwa dni po rozpoczęciu Roku Wiary. Jest to dla nas nowe wyzwanie, bo Synod Biskupów, poświęcony nowej ewangelizacji zaowocuje konkretnymi dokumentami, które także będą pokazywać drogę wszystkim, w tym mediom.

Mówimy o wspólnym froncie medialnym i należy przywołać, że obok mediów o. Rydzyka jest TVN Religia, której dyrektor, ks. Kazimierz Sowa powiedział, że nie jest wydawcą katolickim a religijnym, ale stanie przy ołtarzu z ojcem dyrektorem. Wydaje mi się, że zderzenie tych koncepcji uniemożliwia jedność mediów katolickich.

KAI: Niezależnie od różnic, które nas dzielą, czy nie powinniśmy spróbować wspólnie podjąć jakąś strategię? Ewa Czaczkowska z Rzeczpospolitej apeluje o powołanie Funduszu Medialnego. A może rozwiązaniem byłaby zbiórka raz do roku na media katolickie?

- Ten apel p. Czaczkowskiej, czy pomysł jednorazowej zbiórki, są jak najbardziej słuszne. Należy je poprzeć i zastanowić się nad realizacją takiego pomysłu, choć później trzeba będzie doprecyzować jak zebrane pieniądze podzielić. Zasady dofinansowywania muszą być przejrzyste i jednoznaczne.

KAI: Kluczem do rozwiązania tych problemów są pieniądze. W Polsce w dużej mierze zanikły tradycje samoorganizowania się, zbiórek i tylko Kościół może pociągnąć ludzi w tym kierunku, przyczyniając się przy tym do budowania społeczeństwa obywatelskiego. Wielu dziennikarzy z zamierających mediów katolickich, o których już mówiliśmy, czuje się pozostawionych samych sobie, bez oparcia ze strony hierarchii. Tracą nie tylko pracę, ale także możliwość poświęcenia swoich talentów Kościołowi.

- Już w latach 90., za życia bp. Jana Chrapka były robione wielkie plany i były robione zbiórki na telewizję katolicką i ogólnopolskie radio. Świetnie zorganizowanego i wyposażonego Kościoła w Niemczech nie stać na telewizję katolicką i ogólnokrajowe radio. Obserwując media o. Rydzyka, dziwią się, skąd ich właściciele mają na to pieniądze. A tu odpowiedź jest prosta - od ludzi. Przekonanych, że są one potrzebne, że to ważne dzieło.

Dlatego powstaje pytanie, czy księża biskupi wobec nieudanych poprzednich prób zdołają przekonać wiernych do zbiórki – na podobieństwo Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy kwestujących przy świątyniach - na jedno źródło informacyjne Kościoła. Nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi na to pytanie.

Dziękując za zaproszenie do tej rozmowy, chciałbym wyrazić wdzięczność wszystkim dziennikarzom służącym prawdzie, którzy tym samym są świadkami nadziei, na lepszy świat.