Wiosłuj, wiosłuj

Marcin Jakimowicz

|

27.08.2012 11:30 GOSC.PL

Powszechnie szanowany kapłan powiesił sutannę na haku. Zaczęło się niewinnie. Od głupstewka…

Wiosłuj, wiosłuj

Poruszyła mnie kiedyś interpretacja biblijnego fragmentu o Piotrze, którzy maszeruje po wzburzonych falach jeziora. Rekolekcjonista (o. Augustyn Pelanowski) nie widział w jego postępowaniu brawury i szaleńczego zaufania.

Piotr chciał być indywidualistą – wyjaśniał – Nie wystarczało mu siedzenie w rządku z apostołami, którzy mozolnie (i, co tu ukrywać, nieefektownie) wiosłowali. Chciał być zauważony. Wybiegł przed szereg. Zostawił wspólnotę.

Jezus zgodził się na śmiały, spektakularny gest indywidualisty. „Chcesz wyjść z łodzi? Zapraszam!”. Skończyło się dramatycznym krzykiem i błyskawiczną akcją ratunkową.

Dlaczego przywołuję tę opowieść?

Co pewien czas dociera do nas informacja: znany, powszechnie szanowany kapłan powiesił sutannę na haku. W historiach dwóch znanych mi dobrze charyzmatycznych, poczytnych, rozchwytywanych (i tak dalej, i tak dalej) zakonników, którzy opuścili swe zgromadzenia, znalazłem pewien wspólny mianownik. Obaj zaczęli od tego, że przestali przychodzić na modlitwy z braćmi. Opuszczali liturgię godzin.

Ot, drobniutkie nieposłuszeństwo. Błahostka, na którą zdecydowali się, zanim zabrnęli w grząskie bagienko,  z którego nie potrafili się już wygramolić. Te pozornie niewinne decyzje były szczeliną, która rozsadziła skałę.

Dlaczego symbolem zła jest wąż? Może dlatego, że potrafi wślizgnąć się w najmniejsze szczelinki? Bóg zapowiadał prorokowi Amosowi: „W tym dniu podniosę szałas Dawidowy, który upada i zamuruję jego szczeliny”.

Drobne, niepozorne pęknięcia mogą sprawić, że potężna budowla rozsypie się w pył.