Pod kapliczkę trzeba chodzić

ks. Dariusz Kowalczyk

|

GN 34/2012

publikacja 23.08.2012 00:15

Jak nas stworzył Bóg, to trzeba o Nim myśleć.

Pod kapliczkę trzeba chodzić ks. Dariusz Kowalczyk jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

Uroczystość Wniebowzięcia spędziłem w uroczej Przyszowej k. Limanowej. W południe porządna Suma w parafialnym kościele z wieńcami, jak należy, ze zbóż, ziół i owoców. Potem obiad, a właściwie dwa – u gościnnego proboszcza, a potem w rodzinnym gronie przyjaciół, którzy życzliwie wyszli naprzeciw moim kulinarnym marzeniom, stawiając na stół m.in. prawdziwe zsiadłe mleko z koperkiem i ziemniaki ze skwarkami. Wieczorem spotkanie z Janem i Ewą Leśniakami, nadzwyczajnymi ludźmi, zakochanymi w regionalnych dziejach, kulturze i gwarze, którzy właśnie wydali za mąż jedno ze swych siedmiorga dzieci. Pan Jan, wszechstronny artysta ludowy, a z zawodu policjant (śledczy), z pasją prezentował zrobione przez siebie plansze ze zdjęciami okolicznych kapliczek i zapisem refleksji tych, którzy się nimi 
opiekują.



Przydrożne, polne kapliczki to świadectwo wiary prostej, ale zaskakującej swoją czystością i mocą. Na planszy ilustrującej taką figurę z Jezusem Ukrzyżowanym z przysiółka Zalas autor wyraża swe „kapliczkowe” wadzenie się z Bogiem. Czytamy: „Kimże Ty jesteś, że pośród gór, z dala od ludzi, gdzie trudno dojść, masz swe figurki, że Cię krzyżują? Ten, co Cię ganić powinien za krzywdy dziecięcych lat, za głód i zimno, beztroskość matki…, on Ci zbudował w pobliżu trzy chatki… A czy Ty tam mieszkasz jeszcze do dziś?”. To wadzenie się znajduje jednak konkluzję – tak jak u starotestamentalnych psalmistów – w oddaniu chwały Stwórcy: „Bądź pochwalon, Boże wielki… Nieskończenie i jak jeszcze wielki…”. Jan Leśniak w Roku Jubileuszowym 2000 zrobił kapliczkę pw. Jezusa uciszającego burzę. W intencji dziękczynnej za ocalenie od zatopienia podczas powodzi w 1997 roku. Pan Jan cieszy się z kapliczki i stwierdza: „Coś mi szepce, że Jezus na zawsze w tym rejonie uciszył burzę”.



To, że kapliczki stoją, nie wymaga szczególnych wyjaśnień. Pan Antoni mówi krótko: „No cóż o kapliczce? Była i musi tu być, tak jak Bóg był, jest i będzie”. Jeden z modlących się przy Matce Boskiej Częstochowskiej w przysiółku Kierków wypowiada się podobnie: „Dziwne by to było, gdyby kapliczki tej nie było”. I precyzuje: „Matka Boska jest cudowna i pod to miejsce trzeba chodzić. Każdy ma w imię Boga jakiś cel. Jest Bogu za co dziękować…”. Pani Bronisława natomiast zauważa z zadumą: „Kapliczka – znać, że coś Boskiego jest pośród naszych domostw. Każdy o coś tam prosi. A podziękować też trzeba. Różnie bywało... A jak będzie?”. O figurze Niepokalanie Poczętej z kapliczki w przysiółku Podkanina pan Tadeusz stwierdza, że bez niej „nie byłoby tak wesoło, jak z nią”. Opiekun jednej z ponad stuletnich kapliczek Chrystusa Frasobliwego w rozmowie z panem Leśniakiem mówi z przekonaniem: „Frasobliwy był! I jest! I na pewno tutaj zostanie. Jak ci tu powiedzieć… On se myśli… A myśli może nad losem człowieka dzisiejszego…”. Bardziej porywczy w wyrażeniu przekonania o trwałości kapliczek jest pan Józef, który podkreśla: „Ta kapliczka była i jest, dopóki ja żyję. Myślę, że dalej będzie. Chyba żeby jaki szajbus nastał po mnie i wywalił ją. To i tak zza grobu moja ręka by go dosięgła”.



Przy takich miejscach ludzie zbierają się głównie na nabożeństwa majowe. Pani Józefa wyjaśnia, dlaczego ich kapliczka jest pod dwoma wezwaniami: „Chcieliśmy śpiewać majówki, a ponieważ do Frasobliwego [Jezusa] nie wypadało, więc przyjęliśmy drugie wezwanie. Teraz Frasobliwy siedzi obok Matki Bożej i przysłuchuje się, jak Jej śpiewamy”. Kapliczki są miejscem tworzenia się wspólnoty (ludu) przed Bogiem: „Przecież – mówi pan Władysław – nie będzie każdy z osobna śpiewał. Łączymy się w gromadę, by nas lepiej było słychać w niebiosach”. „A no przecież. Jak nas stworzył Bóg – to trzeba o Nim myśleć” – oznajmia mieszkaniec przysiółka Górki I.



Pani Julia wspomina, 
jak to mając 5 lat, przejęła się, że Pan Jezus w kapliczce 
był taki smutny. By Go pocieszyć, wzięła figurkę do domu i schowała pod łóżkiem. No ale jak usłyszała, że ludzie mówią, że jakiś niedowiarek ukradł figurkę z kapliczki, to zaraz ją odniosła. „Paciorków nie chciałam mówić, ino Pana Jezuska chciałam mieć” – podsumowuje.



Kapliczki przyszowskie bywają ważne również dla tych, którzy opuścili rodzinne strony. Pan Henryk opowiada o kapliczce ku czci Jezusa ubolewającego nad zburzoną Jerozolimą i wyznaje: „Ilekroć tu przyjeżdżam, zawsze zachodzę do tego Jezusa. Tak było od dziecinnych lat. To miejsce jest nieodłącznym członkiem naszej rodziny”. Bywa i tak, że twardzi mężczyźni noszą w sercu 
mocną wiarę, ale trochę wstydzą się mówić o niej i o ich związaniu z kapliczkami. Twórca jednej z kapliczek stwierdza: „Ja wierzę, że człowiek nie jest 
z małpy i musi ktosik być, co go stworzył, i nikt mnie nie przekona inacy”. Ale zaraz potem trochę się kryguje: „Ale – krucy himel – nie piszże tego, bo się jeszcze śmiać będą zo mnie... E, chłopie – jest za co Bogu dziękować i nic ci wiocy nie powiem”. Niektóre kapliczki zostały postawione w miejscach, które po latach opustoszały. „Dla kogo więc wisisz z dala od domostw? – zastanawia się Jan Leśniak. I szuka odpowiedzi: „Jesteś kapliczko jedynym śladem, że był tu człowiek, że różnie bywało. Nie znam określeń na twe tutaj stanie. Cienie Cię wielbią. To cienie, Panie”. Daj Bóg, aby i w przyszłych pokoleniach przy kapliczkach modliły się nie tylko cienie, ale ludzie z krwi i kości, pełni głębokiej wiary.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.