Na pieska

Marcin Jakimowicz

|

GOSC.PL

W tygodniku Lisa napisali, że lubimy to robić „na pieska”. Z wywalonym jęzorem rozpocząłem poszukiwania.

Na pieska

„Chodzi o to, by robić „to” publicznie, na oczach przechodniów. Na tym właśnie polega dogging: nowa wakacyjna pasja Polaków” – przeczytałem przed tygodniem w Newsweeku. I przestudiowawszy tę dziennikarką grę wstępną, rozmarzywszy się nieco, rozpocząłem poszukiwania.

Szukałem i szukałem. W różnych okolicznościach przyrody. W wielkich centrach handlowych i przy stadionach piłkarskich (pierwsza liga i ekstraklasa). Szukałem w tramwajach i autobusach, w nocnych knajpkach na Mariackiej w Katowicach, przy budkach z kebabami, a nawet na alternatywnym OFF Festivalu. I nic. Ani jednego doggingu. Jak na złość nikt nie chciał publicznie współżyć!

Zauważyłem wprawdzie jakieś nieśmiałe pieszczoty, pocałunki, ale nikt nie pozwalał sobie na śmielsze igraszki. Żadnego uprawiania seksu w miejscu publicznym. Byłem zawiedziony. Sporo sobie obiecywałem po tekście z „Newsweeka”. Musiałem za Bono powtórzyć gorzki refren: „I still haven’t found what I looking for”.

Na każdym kroku widziałem jedynie „chwilówki” i tanią odzież, kredyty i ciucholandy, kasy pożyczkowe i sklepy typu „Tani Armani”. Może to jest nowa pasja Polaków?

Rozumiem: lato. Nie ma tematów. Ospały potwór z Loch Ness nie wynurza się od lat, a Doda omija szerokim łukiem Nergala. Ale bardzo proszę: zanim dziennikarze „Newsweeka” pospieszą z nową informacją o zbiorowej pasji Polaków niech zgromadzą jakiś materiał dowodowy.

 

PS. Usprawiedliwia mnie to, że nie szukałem w Warszawie. To – jak słyszę na każdym kroku – miasto inne niż reszta („Tato, co to jest lunch?” „To taki obiad synku, tyle że w Warszawie”). Może na linii Młociny-Kabaty zobaczyłbym to, czego próżno szukałem w Mikołajkach, Augustowie czy Tychach?

TAGI: