Nieświęte ikony

Szymon Babuchowski

|

GN 31/2012

publikacja 02.08.2012 00:15

Show-biznes wywyższa, kogo chce, i kogo chce, posyła na dno. Czyni z człowieka półboga, ale to tylko zewnętrzna powłoka, za którą najczęściej kryje się duchowa pustka.

Nieświęte ikony Marilyn Monroe do dziś uchodzi za wzór uwodzicielskiego stylu PAP/EPA/ANDRE DE DIENES

Równo 50 lat temu zmarła Marilyn Monroe, nazywana ikoną popkultury i symbolem seksu. Była jedną z tych postaci, których wizerunek przychodzi nam do głowy, gdy myślimy o wieku XX. Obecna na obrazach Andy’ego Warhola, upamiętniana w filmach i piosenkach. Wzór uwodzicielskiego stylu po dziś dzień. A jednak gdyby spytać, na czym polegała jej wielkość, większość z nas miałaby problem z odpowiedzią. Owszem, była nagradzana jako aktorka, ale dałoby się wskazać niejedną postać, która na tej niwie osiągnęła znacznie więcej, a jednak ostatecznie nie znalazła miejsca we współczesnym panteonie.

Czy to niesprawiedliwe? Oczywiście, że tak. W postaci Marilyn Monroe jak w zwierciadle odbijają się reguły rządzące światem show-biznesu, który wywyższa, kogo chce, i kogo chce, posyła na dno. Czyni z człowieka półboga, ale to tylko zewnętrzna powłoka, za którą najczęściej kryje się duchowa pustka, prowadząca gwiazdę na skraj rozpaczy. Historie Marilyn Monroe, Freddiego Mercury’ego i Michaela Jacksona są smutnym potwierdzeniem tej prawdy.

Marilyn Wymyślona

Nazwanie Marilyn Monroe „celebrytką” byłoby krzywdzące, bo jej dorobek artystyczny przewyższa wielokrotnie osiągnięcia dzisiejszych gwiazd, „znanych z tego, że są znane”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.