Pan z wami!

ks. Tomasz Horak

|

GN 30/2012

Cała przestrzeń kościoła poukładała mi się w mozaikę pełną treści. To nie tłum parafian, to mozaika rodzin.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Te pary na niedzielną Mszę od jakiegoś czasu przychodziły razem. Co do jednych to właśnie przez to domyśliłem się, że są do pary. Cała czwórka jest mi jakoś bliska. One były ministrantkami, gorliwymi. Oni – chłopcy do rzeczy, dzięki własnemu wysiłkowi znaleźli miejsce w życiu.

Cieszyłem się od dawna, że właśnie tak jest im do pary. Bo stary proboszcz, nie mając swoich dzieci, martwi się o te swoje nie swoje. A największe zmartwienie, czy nie pokomplikują sobie tego, co najważniejsze, czyli rodzinnej przyszłości. Cieszę się wieloma parami, które wydają się dobrze dopasowane do siebie i razem do świata, Boga, życia. Oby tak dalej. Wracam do tych dwóch par. Bo ostatnio na niedzielnej Mszy zobaczyłem ich, jak zwykle, razem. Zresztą nie samych, bo rodzice (teściowie), a przynajmniej jedno z nich obok młodych.

Zaczynam Mszę. „Pan z wami!” I wtedy przyszło mi do głowy, że już nie w pojedynkę, ale Pan z wami, z obojgiem. Przecież w oczach Bożych, w moich oczach, nawet wobec cywilnego prawa już nie każde z osobna. Inaczej więc zabrzmiało to standardowe „Pan z wami”. Par małżeńskich, z dziećmi, wnukami wiele mam przed oczyma. Ale trzeba było tych ostatnich ślubów i tej niewidocznej dla oczu zmiany – tych samych dwoje, ale przecie nie takich samych. Cała przestrzeń kościoła poukładała mi się w tym momencie w mozaikę pełną treści.

To nie tłum parafian, to mozaika rodzin. Każda inna. Każda ze swoimi radościami i szczęściem. Ale i z kłopotami i nieszczęściem. Po dwudziestu latach w parafii coś o tym wiem. Tę mozaikę widzę co niedziela. Trzeba było tych par, którym ostatnio status się zmienił, by sobie to uświadomić. Czy wyglądali inaczej? Pewnie tak samo jak miesiąc temu. To chyba tylko mnie się zdawało, że tacy bardziej uroczyści i zwyczajni równocześnie. Dziewczyny (pardon! panie) jakby bardziej wyluzowane. Jasne – przedtem przeżywały emocje przedweselne – suknia, fryzura, goście, pierwszy taniec. Teraz to już za nimi. Panowie, muszę przyznać, wydawali mi się jakby odmłodniali. Pewnie opadł z nich ten jakiś wewnętrzny mus nakazujący odgrywać rolę dojrzałych narzeczonych. Ale, powtarzam, to tylko moje impresje. Życie potoczy się dalej.

Będę im towarzyszył modlitwą. Nie tylko tym parom. Modlitwą towarzyszę wszystkim, z którymi wiąże mnie „sakramentalne pokrewieństwo” – to takie moje określenie. Obejmuję nim i tych, których chrzciłem, rozgrzeszałem, i do Pierwszej Komunii przygotowywałem, ślubami wiązałem, a w chorobie czy wypadku olejem namaszczałem. Pan z Wami! •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.