Spotkania (nie tylko) po latach

Agata Puścikowska

|

GN 30/2012

Spotkania. Nie tylko po latach. Tak naprawdę, potrzebne są nam wszystkim. I niestety, coraz o nie trudniej.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Mogą być dłuższe i krótkie całkiem. Z ludźmi bardzo bliskimi, mało znanymi, albo z zupełnie przypadkowymi, napotkanymi osobami. A jednak są. I być powinny. Bo im ich więcej, tym my – spotykający – jesteśmy lepsi, mądrzejsi, dojrzalsi. To było tak. Ksiądz R. (tuż po seminarium) denerwował tak, jak tylko może denerwować przemądrzałą, lekko pryszczatą czternastolatkę.

Czternastolatka wiedziała przecież wszystko o życiu! A że młody ksiądz wiedział jeszcze więcej, więc koniecznie i z drażniącym poczuciem misji dzielił się tym doświadczeniem. Ksiądz sądził, chyba też idealistycznie, że klasa 7c będzie słuchać radośnie, klaskać w łapki i łagodnie się uśmiechać. Otóż klasa 7c radosna to może była, gdy ktoś głupi kawał rzucił. Lecz klaskała w łapki tylko wtedy, gdy udało się powiedzieć lub zrobić coś wyjątkowo złośliwego… A powaga w klasie była chyba tylko wtedy, gdy ksiądz R., niemal na siłę, wyświetlił dzikusom film „Niemy krzyk”. Klasa siedziała wbita w krzesła: zzieleniała, przerażona, niektórzy pukali się w głowę: „co on nam pokazuje!?”.

Ale klasa zapamiętała dobrze. I dwa lata później jedna z koleżanek urodziła (!) pierwsze „klasowe” dziecko... Dziś chłopak ma kilkanaście lat i ma się dobrze. Spotkanie po latach. Prawie przypadkowe (nie ma takich przypadków!). Ksiądz R. jest poważnym doktorem teologii. Proboszczem i kustoszem sanktuarium maryjnego. Wspólna kawa na plebanii. Rozmowa o rzeczach, które są na pozór zupełnie z obcych światów: o dzieciach (moich), mężu (też moim), i o pracy proboszcza. Ale chociaż przez 20 lat to jednym siwe włosy przybyły, innym kilogramy (skutek uboczny po czwórce dzieci…), to jakby czas się zatrzymał.

I jakby nawet katecheza w 7c skończyła się wczoraj. A oczywiście wspomina się tę słynną 7c prawie z łezką w oku, a przynajmniej ze sporym sentymentem, przetykanym historyjkami typu: „Najzabawniejsze było, jak przez prawie pół roku udawałam Jowitę”. Jowita udawała przez ten czas Agatę. A ksiądz R. nie był zadowolony, gdy się wydało… Spotkania. Nie tylko po latach. Potrzebne żeby wrócić do czasów dawnych, by przypomnieć sobie ludzi, wydarzenia, pielęgnować przyjaźnie. Tak naprawdę potrzebne są nam wszystkim. I niestety, coraz o nie trudniej. Czasem jednak się uda: można usiąść, porozmawiać, albo wspólnie chwilę pomilczeć. Taki prezent od zabieganego życia. Prezent, który trzeba pielęgnować. Księże R., dzięki za wszystko. I zapraszamy do nas na kawę. Kiedyś…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.