Jaka gleba, taki owoc.

Adam Szewczyk

|

GN 29/2012

publikacja 27.07.2012 00:15

Troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.

Jaka gleba, taki owoc.

Budzę się. Przez głowę przemyka myśl, by się pomodlić. Rzut oka na zegar uświadamia, że czasu niewiele. Pomodlę się w aucie – postanawiam. Dźwięki ulubionej stacji wypełniają ciszę. Z modlitwy nici. W mieście spotykam ludzi. Tak rzadko mam odwagę, by twardo bronić przekonań, które podobno są dla mnie ważne. Spacer po centrum handlowym poprawia samopoczucie. Po to się je buduje. W towarzystwie najbliższych zazwyczaj narzekam. Że mało kasy, że nie jest tak, jak by się chciało. Albo z zazdrości obgaduję. „Wejście” na kompa to już codzienny rytuał. Przyklejony do monitora sączę newsy o katastrofach i sensacjach ze świata celebrytów. Jak cielę przeżuwam posty zamieszczone przez dziesiątki moich „znajomych”. Bezwartościowa papka. Tuż przed snem próbujemy się pomodlić. Ktoś ziewa, ktoś już śpi. Czytamy Słowo. Nic nie słyszymy i nic nie rozumiemy. Jaka gleba, taki owoc.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.