„Kolaboranci” w sutannach

Edward Kabiesz

|

GN 29/2012

publikacja 19.07.2012 00:15

„Pop” to jeden z najciekawszych filmów rosyjskich ostatnich lat, wypełniający kolejną białą plamę rosyjskiej historii.

 O. Aleksander (Siergiej Makowiecki) uważa Niemców i komunistów za zło wcielone. Jego misją jest niesienie duchowego wsparcia mieszkańcom wioski. O. Aleksander (Siergiej Makowiecki) uważa Niemców i komunistów za zło wcielone. Jego misją jest niesienie duchowego wsparcia mieszkańcom wioski.
materiały producenta

Film Władimira Chotinienki do tej pory nie trafił na nasze ekrany, nie został też wydany na DVD. Reżyser jednak jest w Polsce postacią znaną, kilka lat temu przemknął przez nasze ekrany jego „Rok 1612”, mało udana superprodukcja historyczna z jasno określonym przesłaniem.

Pop, czyli ciemniak

„Pop” jest filmem o wiele bardziej interesującym. Zarówno od strony artystycznej, a to szczególnie dzięki znakomitym kreacjom Siergieja Makowieckiego i Lizy Usatowej w rolach głównych, jak i samego tematu. Chotinienko sięgnął do jednego z mało znanych epizodów z czasów II wojny światowej, biorąc na warsztat historię tzw. pskowskiej misji prawosławnej. Jest to w filmie rosyjskim próba wypełnienia jednej z białych plam, jakich w historii tego kraju pozostało jeszcze wiele. Faktem jest, że kino rosyjskie, nie tylko fabularne, także produkcje telewizyjne, coraz częściej sięga po tematy niegdyś zakazane czy przedstawiane w sposób jednostronny, zgodnie z zaleceniami partyjnej propagandy. (Szczególnie dotyczyło to tematyki związanej z religią). Tyle że tych współczesnych, usiłujących rozliczyć się z sowiecką historią filmów i seriali, z nielicznymi wyjątkami, nie znajdziemy w repertuarze naszych kin ani w telewizyjnej ramówce wypełnionej byle jakimi amerykańskimi produkcjami. Rosyjska Cerkiew i prawosławni duchowni w czasach komunizmu byli w propagandzie sowieckiej przedstawicielami obskurantyzmu i ciemnoty. Słowo „pop”, które pochodzi z greckiego „papas” i znaczy „ojciec”, dzięki bolszewickiej propagandzie nabrało znaczenia pejoratywnego, dlatego dzisiaj prawosławnego kapłana nazywa się „otiec” lub „batiuszka”. Chotinienko długo zastanawiał się nad alternatywnymi tytułami dla swojego filmu, zanim ostatecznie wybrał zdyskredytowanego „popa”, na przekór jego negatywnym konotacjom. Dlaczego? Bo w opowieści nabiera nowego znaczenia, a właściwie wraca do źródeł.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.