Plasterek na czółko

Agata Puścikowska

|

GOSC.PL

No to się porobiło: dziennikarz TVN24, na profilu społecznościowym, skrytykował panie, które chwalą się plastrami antykoncepcyjnymi…

Plasterek na czółko

Krzysztof Skórzyński napisał co następuje: „Niech mi wybaczą Panie, które zaraz obrażę: ale wróciłem przed chwilą ze zdjęć i zauważyłem u Dam letnią modę na eksponowanie na odsłoniętym ramieniu plasterka antykoncepcyjnego. O co tym Damom chodzi???”. Oczywiście Internet zawrzał: jak można osobie publicznej, na prywatnym profilu, krytykować intymia z życia rzeczonych „dam”?

Otóż po pierwsze: stwierdzenie faktu, zauważenie pewnej (dość ekshibicjonistycznej) mody i opisanie jej, trudno nazywać krytyką. Fakt, to fakt. A z pobieżnych obserwacji ulic miast i miasteczek, a nawet wsi wynika, że plasterkowych „dam” rzeczywiście przybywa. Po drugie: o jakich INTYMIACH mówimy? Plasterki są eksponowane całkowicie zamierzenie, i bynajmniej nie dyskretnie. Po trzecie: czy rzeczywiście trzeba być „katolickim oszołomem”, żeby zauważyć w rzeczonym zjawisku… kompletny brak kultury osobistej i elementarnej kobiecej klasy?       

Nie czas tu i miejsce, żeby wypisywać grube teksty o szkodliwości antykoncepcji, bo przy okazji „afery plasterkowej”, środowiska konserwatywne próbują przypomnieć ich szkodliwość. Tymczasem na temat skutków działania niepotrzebnych hormonów na zdrowy organizm kobiecy powiedziano i napisano już sporo… Wystarczy chcieć (!) czytać i słuchać.

Natomiast warto uświadomić sobie (a może i plasterkowym „damom”), co tak naprawdę oznacza, i jak może być odbierane, „oplasterkowanie” się na widoku publicznym. Może to zabrzmi trywialnie, ale ogłaszanie wszem i wobec, publicznie - na ramieniu czy odkrytej łopatce: „uprawiam seks i jestem wyzwolona”, nie ma nic wspólnego z wolnością i otwartością. Inna sprawa, że dawnymi czasy podobną „otwartość” i postrzeganie wolności, zgoła inaczej nazywano…

Problem z „oplasterkowaniem” jest jednak szerszy. Nie polega tylko na dość wulgarnym manifestowaniu uprawiania seksu, i tzw. „wolności”. Młode kobiety po prostu zatracają granice, tracą naturalną blokadę, która nakazuje intymia z życia zachowywać na… intymne sytuacje. I plasterek antykoncepcyjny, naklejany na jak najbardziej widoczne miejsce, jest tego smutnym i dość żenującym przykładem. Swoją drogą: niby bardziej „wyzwoleni” panowie nieco bardziej się szanują: prezerwatyw naklejonych na ramieniu czy łopatce, jeszcze się na ulicy nie widuje…                           

Na koniec jednak, można się zastanowić, w którym miejscu należałoby nakleić plasterek, żeby był jeszcze lepiej widoczny. Takim miejscem, jest chyba jednak czoło. Tak: potrzebny plasterek na czoło. Plasterek niekoniecznie z hormonami! I widać go będzie, i może główkę uleczy…