Konserwator, Heniek i fundusz

Ks. Tomasz Horak

|

GN 28/2012

Kościół ma, bo dobrze gospodarzy.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Heńka zastałem na rusztowaniu. Co on tam robił? Całkiem zwyczajnie złocił. Zgrabny barokowy kościół – aniołki, obrazy, ornamenty. Czas zrobił swoje – kolory wyblakły, złocenia wykruszone. Wiedziałem, że od jakiegoś czasu z pomocą jednej czy dwóch osób (no i parafian pomagających przestawiać rusztowania) „robi za konserwatora”. A uprawnienia to on ma? – zapytasz. Przede wszystkim ma obowiązek.

Gdy obejmował parafię, on i każdy z nas składał przysięgę, że będzie dbał i strzegł także jej materialnej substancji. No to strzeże. Dwa kościoły, niespełna półtora tysiąca ludzi. To jak on zaangażuje firmę konserwatorską?

Owszem, do niektórych spraw musi, na niektóre ma nawet unijne dofinansowanie. Ale gdzieś trzeba zaoszczędzić, żeby na co innego starczyło. A że potrafi i lubi – mój Boże, czego mu bronić? Tym bardziej tego roku, gdy VAT na usługi konserwatorskie „skoczył” z 0 na 23 proc. Chciał mieć minister więcej, ma pewnie tyle samo, a może i mniej. Niektóre inwestycje proboszczowie odsunęli w czasie, za inne biorą się systemem gospodarczym.

Dobrze, że się biorą. Bo aż serce boli, gdy tyle zabytków niesakralnych się rozsypuje. Szczególnie zabytki architektury przemysłowej, które albo niszczeją, albo są rozbierane jako materiał budowlany. Tak, tak – przedwojenna cegła klinkierowa przetrwa wieki. A Heniek niczego nie rozbiera, tylko pracowicie konserwuje. Tysiące płatków metalicznego złota (on to nazywa „szlagmetal”), kolejne warstwy podkładu, anielska cierpliwość. Swoją drogą dawniej nie podejrzewałem go ani o takie umiejętności, ani o tę cierpliwość. I o zażyłość z aniołkami. Bo jak kiedyś drabina mu się obsunęła, to barokowy aniołek uratował go przed połamaniem kości. Aniołek też się nie połamał. Teraz, pozłocony na Bożą chwałę, cieszy oczy i serca ludzi. Ktoś z parafian zagadnął mnie przy tych konserwatorskich tematach: „A ile ksiądz już dostał z funduszu kościelnego?”. Brakło mi cierpliwości Heńka i powiedziałem coś zgryźliwego.

Bo ani moja parafia, ani żadna inna, którą znam, złamanego grosza z tego funduszu nie dostała nigdy. Dlatego nam, frontowym proboszczom, tyle z nim, co i bez niego. Co nie znaczy, że sprawę należy zlekceważyć, bo jak wiadomo, złodziejowi odebrać trzeba. A fundusz kościelny to nie tylko zabytki i nie tylko parafie. A swoją drogą dzięki takim wszystkim Heńkom jedna wydana w parafii złotówka nie kosztuje 40 groszy (jak w niejednej państwowej instytucji), ale, powiedzmy, groszy 2. A potem to zazdroszczą, bo „Kościół ma”. Ma, bo dobrze gospodarzy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.