Katolickie grzeszenie

Franciszek Kucharczak

|

GN 26/2012

publikacja 28.06.2012 00:15

Gdy Jezus mówi „nie grzesz więcej”, to nie znaczy, że zaleca grzeszyć tyle samo.


Katolickie grzeszenie Franciszek Kucharczak

Mój ostatni felieton w kręgach osób o lewicowej wrażliwości wywołał niejakie wzburzenie. Oburzali się na przykład w imieniu sodomity, który zasiadł w radzie parafialnej jednej z austriackich parafii, że nazwałem go sodomitą. Tymczasem przyczyną katastrofy Sodomy były głównie homoseksualne praktyki jej mieszkańców. Ten pan żyje w zarejestrowanym związku z mężczyzną, czyli robi to, co robili w Sodomie. Czyni to ostentacyjnie, w pełni dobrowolnie i całkowicie bezwstydnie. Skoro więc na czole wypisał sobie „Sodoma”, nie zamierzam udawać, że widzę „Lourdes”.


Poza wszystkim innym ta sytuacja absolutnie dyskwalifikuje go jako członka rady parafialnej. Jak może dla dobra parafii radzić ktoś, kto ciężko się myli co do własnego dobra? Jak ktoś, kto dobrowolnie wybiera śmierć, może być świadkiem Życia? Skoro sam pozbawił się dostępu do Komunii św. (musiałby najpierw zerwać grzeszny związek i wyspowiadać się), to tym samym – dopóki się nie nawróci – odciął sobie dostęp do instytucji działających z pieczątką „kościelne”. Jeśli to dyskryminacja, to taka sama, jak notorycznego pijaka, którego nie chcą przyjąć do Klubu Abstynenta.


Austriacki przypadek jest symptomatyczny. Jest elementem narastającego w Europie niezrozumienia, o co w ogóle chodzi ze zbawieniem i po co właściwie Jezus przychodził na ten świat. Wygląda na to, że zupełnie niepotrzebnie wykrwawił się na krzyżu, bo przecież wszyscy ludzie (z wyjątkiem „homofobów”, oczywiście) są fajni, grzechu nie ma, piekła nie ma, a jak komu wola, to i nieba też nie ma.


Ci, którzy tak myślą, nie są jakimiś „złymi ludźmi”. Oni tak myślą, bo jeszcze nie spotkali żywego Jezusa i nie mają pojęcia, co to jest Dobra Nowina. Ale na pewno nie spotkają Go w parafii, w której „demokracja” zastępuje wolę Bożą. To nie żadne chrześcijaństwo, to atrapa, fałszywym szyldem mamiąca nieświadomych przechodniów. Nie daj Boże, żeby weszli do środka, zmyleni nazwą „katolickie”. Nie znajdą tam nawróconej jawnogrzesznicy, nie spotkają kobiety pochwyconej na cudzołóstwie, której Jezus powiedział „I Ja cię nie potępiam”, nie będzie tam Zacheusza naprawiającego krzywdy, nie będzie Dobrego Łotra. Nie, bo tam nikt nie myśli się nawracać. Tam jawnogrzesznica jak zawsze przyjmuje klientów, Zacheusz po staremu łupi ziomków, kobieta cudzołożna cudzołoży w najlepsze, a łotr chwali się swoimi łotrostwami. Ponieważ jednak zostali wybrani demokratycznie przez „katolicką” społeczność, swoje spotkania zaczynają modlitwą, a czasem nawet powiedzą coś o Jezusie. Że był fajny i wszystkich akceptował, był wegetarianinem i przewodził ruchom gejowskim – takie rzeczy. I niech nikt nie wspomina o grzechu, bo to mowa nienawiści, trauma dla dzieci i relikt ciemnych wieków.


Kreowanie nowego „Jezusa”, w którym jest wszystko, czego życzy sobie świat, a nie ma niczego, co by światu wadziło, to nowa odsłona historii ze złotym cielcem. To nie Bóg ani nawet nie człowiek – to narzędzie do osiągania dobrego samopoczucia. Ale – o paradoksie – bez nawrócenia nawet radość jest smutna.


Choroba WHO
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wydała poradnik „Bezpieczna aborcja: techniczne i strategiczne wytyczne do systemów opieki zdrowotnej”. Zawiera porady, jak przeprowadzić aborcję na różnych etapach rozwoju dziecka. W teorii poradnik ma służyć ograniczeniu liczby „niebezpiecznych aborcji” na świecie. W praktyce służy zwiększeniu obrotów biznesu aborcyjnego, który nie chce dzielić się zyskami z pokątnymi aborterami. Poradnik jest przykładem na to, że WHO realizuje zamówienia ideologiczno-biznesowe. Ale lepiej o tym nie mówić, bo jeszcze wyda poradnik, co robić z takimi, którzy tak mówią.
 
Ratowniczka dobra
Magdalena Środa napisała we „Wprost”: „Im głośniej trąbi się o świętości rodziny, im bardziej rygorystyczne i pruderyjne reguły się jej wyznacza, tym bardziej rozrasta się prostytucja i tym więcej przybywa domów publicznych w miastach”. A zatem wiadomo już, dlaczego pani etyk tak zwalcza Kościół: żeby powstrzymać prostytucję i rozpad rodzin.

Nie znaczy tak
Pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska--Rajewicz zamówiła sondaż, który miał pokazać, że Polacy chcą związków osób tej samej płci. Ponieważ jednak pokazał coś odwrotnego, z pomocą pośpieszyła „Gazeta Wyborcza. „Geje – tak, ale bez dzieci” – napisali w tytule. Druga część tytułu jest zgodna z prawdą, bo rzeczywiście Polacy nie chcą, żeby „geje” adoptowali dzieci. Pierwsza część natomiast wymaga drobnej korekty. Zamiast „Geje – tak”, powinno być „Geje – nie”. Wystarczy uważnie przeczytać tekst, żeby zauważyć, że Polacy nie zgadzają się również na rejestrowanie homozwiązków. Ale o co się tu rzucać, takie króciutkie słowo – cała reszta jest przecież dobra. Szklanka jest w dziewięciu dziesiątych pełna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.