Na zapas oświadczam: boję się posła Niesiołowskiego

Agata Puścikowska

Nowa definicja przestępstwa nam się tworzy… w tych ciekawych czasach.

Na zapas oświadczam: boję się posła Niesiołowskiego

W ciekawych czasach przyszło nam żyć. Otóż jakiś czas temu, znany z łagodnego usposobienia i pacyfistycznej stylistyki słownej poseł Niesiołowski miał niemiłe spotkanie z dziennikarką Ewą Stankiewicz. Dziennikarka, wredna bestia, próbowała perfidnie wypełnić swoje obowiązki i zadać posłowi kilka pytań. Miała przy tym kamerę, dziennikarskie narzędzie zbrodni…

Ale na szczęście (am)bitny poseł Niesiołowski, (do)bitnie i prawie (do)ręcznie jej to uniemożliwił. Bo kto to widział, żeby nieproszony dziennikarz zaczepiał osobę publiczną, polityka w dodatku? Jak można zakłócać spokój męża stanu? Zresztą, kto jeszcze filmiku krążącego po Internecie nie oglądał, zachęcam (TUTAJ). Widać na filmie poślaną heroiczną postawę, widać walkę, z jaką przeciwstawia się babskiej, medialnej przemocy…

Ale to nie koniec ciekawych czasów. Bo miast się spłonić niewieście, miast przeprosić za swą brzydką napaść pytająco-zawodową, dziennikarka Ewa próbowała… oskarżyć posła. W dodatku o groźbę karalną! A przecież każdy wie, że okrzyk ratunkowo – samoobronny: „WON, WON!” to we współczesnej kulturze masowej delikatniejszy i doskonale rozumiany odpowiednik stwierdzenia: „przepraszam, nie mogę teraz z panią rozmawiać”…

Ale na szczęście żyjemy w ciekawych czasach państwa prawa. I nie będzie śledztwa. Prokuratura odmówiła - bo i po co za publiczne pieniądze dochodzić do wniosków, które aż się proszą po obejrzeniu filmu… Wnioski, każdy się zgodzi, są jasne: to arogancka dziennikarka Stankiewicz w konfrontacji z subtelnym posłem powinna być sądzona!           

Swoją drogą, ponieważ prokuratura odmówiła wszczęcia procesu, motywując decyzję m.in. tym, że… Ewa Stankiewicz się posła nie bała. Ciekawa definicja przestępstwa w ciekawych czasach nam się tworzy. Od dziś, jeśli np. ktoś mnie próbuje okraść, a ja się boję złodzieja, mogę liczyć na względne zainteresowanie przedstawicieli prawa. Ale jeśli akurat się złodzieja nie boję? A przynajmniej tego nie okazuję? To zapewne oznacza, że potencjalny złodziej nic złego mi nie robi. Więc odczepmy się od biedaka. Jest niewinny! Wiadomo z definicji i bez procesu.

Ja w każdym razie, ponieważ mam podobną do p. Ewy profesję, już teraz zapobiegliwie się wypowiem… Bo przecież może kiedyś, z przyczyn zawodowych, będę musiała zadać panu posłowi kilka pytań. My, wredne dziennikarki, czasem tak mamy. A reakcja obronna pana posła może być - jak wiadomo -  bardzo różna. Oświadczam więc oficjalnie i na piśmie, co następuje: bardzo, bardzo, bardzo, boję się posła Niesiołowskiego… Brr.