Kończyce Małe. Uczniowie tutejszej szkoły oprócz świadectw z ocenami na zakończenie roku szkolnego powinni dostać jeszcze jedno: celującą ocenę z chrześcijańskiej postawy miłości bliźniego. Proboszcz ks. kan. Kazimierz Osiński tak ocenia również ich rodziców. A ci podkreślają, że to za sprawą proboszcza ich oczy otworzyły się na sprawy misji.
Najpierw nasza klasa adoptowała jedno dziecko. Ja też chciałam mieć adopto- wanego braciszka: takiego całkiem swojego – tłumaczy z powagą pierwszoklasistka Małgosia Lose. – Kiedy przy obiedzie zapowiedziała babci i dziadkowi, że będzie mieć braciszka lub siostrzyczkę, zrobiło się niezłe zamieszanie w rodzinie. Dopiero po dłuższej rozmowie wyjaśniło się, że to będzie dziecko z Afryki – śmieje się Joanna, mama Małgosi. – A teraz coraz częściej przed szkolnym automatem ze słodyczami i napojami córka zastanawia się, co ma zrobić – i wybiera skarbonkę, do której zbiera pieniążki dla dziecka ze zdjęcia, bo chce, żeby miało się choć trochę lepiej – dodaje. Dziś podobnie jak Małgosia myśli w Kończycach większość dzieci i coraz liczniejsze grono dorosłych.
Lepsi dzięki misjom
– W encyklice „Redemptoris missio” papież Jan Paweł II pisał o tym, że misje odnawiają Kościół, wzmacniają wiarę. Pomyślałem więc, że zaangażowanie misyjne parafian pomoże w ożywieniu życia religijnego w Kończycach Małych. I tak właśnie jest. Staram się zachęcić ludzi, żeby nie tylko składali na ten cel datki pieniężne, ale też żeby modlili się w intencjach misyjnych. Bo na pierwszym miejscu powinna być modlitwa – mówi ks. kan. Kazimierz Osiński. A podsumowując efekty misyjnej aktywności, ksiądz podkreśla, że dzięki niej parafianie łatwiej mobilizują się też do innych zadań. – Początkowo myślałam, że wystarczy skupić się na składkach. Dopiero kiedy przeczytałam encyklikę Jana Pawła II na temat misji, zrozumiałam związek misyjnego zaangażowania z tym, jakimi jesteśmy chrześcijanami – mówi Aldona Kopiec. – Myślę też, że nie jest przypadkiem, że to nasze misyjne dzieło zaczęło się rozwijać w 2011 roku – w roku beatyfikacji Jana Pawła II, największego misjonarza naszych czasów. Czujemy jego opiekę i kierownictwo... Dlatego też bł. Jan Paweł II stał się patronem misyjnego zaangażowania parafian z Kończyc Małych.
Bracia z Namugongo...
W materiałach o akcjach misyjnych parafianie znaleźli informacje o powstającym w Namugongo w Ugandzie ośrodku dla dzieci ulicy. Placówka ma pod opieką już 204 młodych ludzi i teraz trzeba dla tej gromady wybudować szkołę. Ksiądz kan. Kazimierz Osiński zaapelował do kończyckich parafian, by pomyśleli o głodnych i pozbawionych opieki dzieciach z Afryki. Mówił, by podzielili się z głodnymi i cierpiącymi choć niewielką cząstką tego, co sami mają na swoich stołach. Na prośbę odpowiedziało blisko 70 osób. I wciąż dochodzą następni. Każdą wpłatę w specjalnej księdze starannie odnotowuje Irena Antończyk, niestrudzona skarbniczka misyjnego dzieła, czuwająca nad gromadzeniem składek. – Dzięki składanym przez parafian ofiarom co miesiąc możemy przesłać nasze wsparcie dla szkoły w Namugongo. Otrzymujemy stamtąd na bieżąco fotografie i wiadomości na temat tego, czym żyją nasi podopieczni – mówi ks. kan. Osiński.
... i z Jamajki
Ofiarodawców przybywało, więc parafianie z Kończyc Małych postanowili wesprzeć także działalność misyjną misjonarzy z naszej diecezji i w ten sposób uczcić przypadający w tym roku jubileusz 20. rocznicy powstania diecezji. Za radą ks. kan. Stanisława Budziaka, diecezjalnego dyrektora Papieskich Dzieł Misyjnych, zdecydowali, że swoją systematyczną opieką będą otaczać ks. Łukasza Szwedę, który w bardzo trudnych warunkach niedawno rozpoczął pracę misyjną wśród mieszkańców Jamajki. – Na razie rozpoczęliśmy wysyłanie naszych ofiar. A kiedy ks. Łukasz Szweda przyjedzie na swój pierwszy urlop do Polski, zaprosimy go do nas, żeby opowiedział o swojej misji – mówią.
Czym skorupka za młodu...
Akcję edukacyjnej adopcji na odległość proponują misjonarze, którzy chcą umożliwić dzieciom w krajach misyjnych dostęp do nauki. Gromadzone fundusze przeznaczane są na opłacenie pracy nauczyciela, podręczniki i pomoce szkolne albo na opłacenie czesnego. – Pomysł podsunęła mi... moja siostrzenica, która razem ze swoją klasą włączyła się w to dzieło – przyznaje z uśmiechem ks. kanonik Osiński. Dziecięcy zapał okazał się zaraźliwy – i w ciągu kończącego się właśnie roku szkolnego misyjną adopcję podjęła większość kończyckich uczniów. – Akcję zaczęliśmy w listopadzie od pierwszoklasistów. Podczas katechezy opowiadałam uczniom, czym zajmują się misjonarze, i o tym, że każde dziecko może tak konkretnie i naprawdę pomóc misjom. Mówiliśmy o modlitwie za misje i o dzieciach, które nie mogą się uczyć. Na pytanie, kto chciałby im pomóc, podniosły się wszystkie ręce – wspomina Bożena Karpiel, katechetka z Kończyc Małych. Po takiej decyzji, razem z księdzem proboszczem, zredagowała ona list do rodziców, wyjaśniając założenia wychowawcze całego przedsięwzięcia, które uczy dzieci wrażliwości na potrzeby bliźniego i ofiarności. Prawie wszyscy rodzice zgodzili się i dzieci rozpoczęły akcję składkową. – Wyliczyliśmy, że będą to cztery złote miesięcznie. Zwracaliśmy mocno uwagę, żeby były to pieniądze z własnych oszczędności, uzyskane dzięki rezygnacji z jakiegoś innego wydatku dziecka, a nie z kieszeni rodziców. Dzieci świetnie to zrozumiały – dodaje Bożena Karpiel.
Zabrakło ramek
Co tydzień uczniowie z kończyckiej szkoły spotykają się na przerwie, by odmówić dziesiątkę Różańca. Przy tej okazji zaciekawiła ich stojąca na biurku ramka ze zdjęciem czarnoskórego dziecka. Od razu padło pytanie: – A kiedy my w naszej klasie będziemy mieć takie zdjęcie? Sprawą zainteresowali się nauczyciele i wkrótce zdjęcia podopiecznych z Afryki stanęły w pozostałych klasach. Coraz więcej było też takich dzieci jak Małgosia, która chciała mieć adoptowanego braciszka „na wyłączność”. Przybywa również dorosłych uczestników akcji. – O misyjnej adopcji dowiedzieliśmy się podczas przygotowań do Pierwszej Komunii Świętej. Pomysł bardzo nam się spodobał, bo to znakomity sposób, żeby dzieci nauczyć się dzielić z innymi – opowiada Krystyna Sekuła. – Po powrocie do domu zapytaliśmy nasze pociechy, czy nie chciałyby się w to zaangażować. Reakcja była natychmiastowa: nie mogły doczekać się, kiedy przyjdzie zdjęcie. – Tylko z Weroniką był problem, bo mieliśmy adoptować to dziecko razem, a ona się nie chciała podzielić ze mną braciszkiem z Afryki – żali się na siostrę Marek Sekuła. Na szczęście rodzeństwo dziś zgodnie oszczędza, by ich adoptowany brat mógł się uczyć. Każda klasa otrzymała zdjęcie ucznia z Afryki, którego wspiera. A ksiądz proboszcz zobowiązał się, że podaruje wszystkim do tych zdjęć ramki, by fotografie można było postawić na klasowym biurku. – Coraz więcej chętnych się zgłasza, więc co jakiś czas muszę dokupywać kolejne. Bardzo się cieszę, że akcja się rozszerza. Nawet właścicielka hurtowni, w której kupuję ramki, kiedy dowiedziała się, do czego są nam potrzebne, dołączyła swoją ofiarę – dodaje ks. kan. Osiński. •
Warto się angażować
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.