Owce i kozioł, czyli…

Agata Puścikowska

|

GN 25/2012

Schemat jest taki: pastwisko, w środowisku białe owieczki i kozioł.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Pastwisko to oczywiście środowisko. Jakieś. W pracy, w szkole, wiosce, osiedlu. Gdziekolwiek. Miejsce, w którym spotykają się, żyją, przeżuwają i dobrze się mają owieczki. Czyli społeczność: uczniowie, pracownicy, współmieszkańcy. A gdzieś na obrzeżach tego stadka pasie się kozioł. Czarne toto, z innymi rogami, ogonkiem i futrem. Odszczepieniec taki. Nawet trawę skubie nie tak, jak powinien. Mówią, że dziwak. Albo że puknąć się między rogi powinien. Względnie – ogarnąć. Stadko obśmiewa się z kozła: bo ten słaby z wuefu (wersja szkolna). Kiepskie ma wyniki w robocie, ale szefowi się podlizuje (wersja pracownicza). Beznadziejne ma te kwiatki na balkonie i w dodatku „dzień dobry” nie powie, tylko burczy (klimaty osiedlowe). Więc się stadko uzbraja w rogi, czyli dzidy słowne, i spojrzenia owcze, niewymowne. I kozła, jak może, bodzie. Co robi kozioł? Ano najpierw się broni delikatnie, próbując nawet w owcze łaski wejść. I się upodobnić. Uśmiecha się przymilnie, gumą (szkoła), papierosem (praca), kawą (osiedle) poczęstuje. Na próżno. Bo jednak opór owczy zbyt silny.

Więc zaczyna się stroszyć. Rogi stawia na baczność, straszy zębem. Bo co, ma kozina wybór jakiś? W końcu barykaduje się na twardo. Albo też rozpoczyna samotną wojenkę podjazdową z owcami, która to wojenka, chociaż wznieci nieco kurzu i pożogi, tak naprawdę nierozegraną pozostanie. Bo gdy nie ma sensownej przyczyny konfliktu, o sensownej bitwie nie może być mowy. I tylko jedno ale. Ale wielowątkowe. Każdy (!) z nas, gdy wiatr zawieje, piąta klepka zachoruje albo moda nastanie na białe futerko, czasem je zakłada. Śliczny taki się wtedy czuje, włochaty. I samozadowolony. Kozła się brzydzi dla porządku owczego i dla dobra stada. A kozioł? Kozioł jak kozioł. Dziś on, jutro ty, pojutrze ja. Też nigdy nie wiadomo, kto ze stada się wyroi i czarnych barw nabierze. I dlaczego… Roszady w każdym stadzie dość częste, choć nie zawsze wiadomo po co. Logiki w tym nie ma większej, prócz tej odwiecznej: czasem człowiek człowiekowi wilkiem. Oj, przepraszam: kozłem. Ofiarnym. I jedno w tym całym owczo-koźlim wariactwie jest pewne. Gdy całe towarzystwo kudłate paszcze otworzy, będzie słychać: Beee. Beee – jednakowe i jednoznaczne. Beee – dwugłos jednobrzmiący owiec i kozła. Czyli… baranów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.