W zagrodzie Budników. Znalezienie domu Anny Litwin nawet z nawigacją nie należy do najłatwiejszych. Dzięki dokładnym podpowiedziom właścicielki udaje się dotrzeć na miejsce. Obok rok temu wyrosła zagroda dawnych tubylców.
Członkowie stowarzyszenia chętnie pokazują, jak można rozpalić ogień bez zapałek...
Archiwum Anny Litwin
Przekraczając progi królestwa pani Anny, prezes Stowarzyszenia Kulturowo-Przyrodniczego „Budnicka Tradycja”, od razu ma się wrażenie, że jest to miejsce niezwykłe, urządzone przez kogoś z artystyczną duszą. Stare, drewniane meble poddane liftingowi zgrywają się z ręcznie malowanym kominkiem, prostym łóżkiem i dużym drewnianym stołem. Wzrok przykuwa także żyrandol, który – wokół żarówek – otoczony jest wianuszkiem świec. Bez trudu można wyobrazić sobie, jaki panuje tu klimat w zimowe wieczory. Nietrudno też zgodzić się z przekonaniem właścicielki, że panują tu idealne warunki do tego, by usłyszeć siebie.
Boża apteka
Do domu przy ulicy Łąkowej w Bartnikach, który znajduje się na terenie Bolimowskiego Parku Krajobrazowego, Anna Litwin sprowadziła się 8 lat temu. Wcześniej mieszkała pod Warszawą. Mając dorosłe dzieci, porzuciła hałas, tłumy i zamieszkała w miejscu, które częściej niż ludzie nawiedzają zające, sarny i stada ptaków na czele z krzykliwymi żurawiami. – Mogę powiedzieć o sobie, że jestem niespełnioną plastyczką, która wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi – wyznaje. – Latem, poza zaplanowanymi i umówionymi spotkaniami (tylko takie preferujemy), uprawiam ogródek, prowadzę projekty, przyjmuję przyjaciół i wykonuję szereg prac związanych z prowadzeniem stowarzyszenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.