Śmierć, podatki i ubezpieczenia

Ks. Tomasz Horak

|

GN 23/2012

Nie znam się na wielkiej księgowości i polityce ubezpieczeniowej. Ale myśleć wolno (choć to nie zawsze popularne).

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Jakie są najpewniejsze sprawy w życiu? Oczywiście śmierć, podatki i ubezpieczenia. Wpływu na to nie mamy, ale pogadać można. Rozmawiałem o sprawie z księdzem, który od lat pracuje w Kanadzie, hen za Górami Skalistymi. Gdzieś tam u nich ileś lat temu kościół się spalił. Składki ubezpieczeniowe podskoczyły odczuwalnie. Każdy, kto opanował sztukę czterech podstawowych działań arytmetycznych, miał nieodparte przeświadczenie, że zyskały na tym towarzystwa ubezpieczeniowe. Nie z pazerności rzecz jasna, ale przecież muszą być przygotowane na oczekiwania klientów w razie czego. Do tego momentu wszystko wydawało mi się zrozumiałe i nawet oczywiste. Uzasadnienie podwyżki wziąłem za propagandowy chwyt – ale do tego nawykliśmy nad Wisłą, Odrą i Białką. Ciąg dalszy zaskoczył mnie jednak. Otóż biskupi iluś tam diecezji zebrali stosowny kapitał i wykupili potrzebny pakiet akcji jednego z towarzystw asekuracyjnych. W związku z tym mają kontrolę nad firmą i jej polityką, nie mówiąc o udziale w zyskach, które ponoć niewielkie, ale pozwalają utrzymać składki na rozsądnym i realnym poziomie. Fajne, co?

Nie znam się na wielkiej księgowości i polityce ubezpieczeniowej. Ale myśleć wolno (choć to nie zawsze popularne). Gdyby tak u nas... Kościoły i inne dobra parafialne, diecezjalne, zakonne ubezpieczamy. W przypadku tak zwanego „w razie czego” odszkodowanie i tak nie starcza na naprawienie szkód. Chociaż, przepraszam, kilka lat temu po wichurze i obfitych śniegach starczyło mi na naprawę dachu i rynien. Ale to przypadek z pogranicza księgi Guinnessa. Wiem, można wyżej ubezpieczyć majątek. Gdyby sięgnąć sum realnych, nierealne stałoby się zapłacenie składki. Trzeba by sprzedać jeden kościół, by ubezpieczyć kilka następnych. No i tym sposobem moje myślenie zeszło na manowce. Ale gdyby zrobić jak ci biskupi z British Columbia? Skąd jednak wziąć kapitał? Znam się jedynie na finansach małoparafialnych. W diecezjalnych kasach znaczących nadwyżek też pewnie nie ma. Wydaje mi się jednak, że szkopuł tkwi w czymś innym. Po pierwsze – potrzeba większej odwagi w sprawach materialnych. Po drugie – potrzeba przezwyciężenia sposobu myślenia ukształtowanego w epoce socrealizmu. Potrzeba wreszcie zaufania (wzajemnego) w sprawach finansowych tam, gdzie można by działać wspólnie. Żeby sięgnąć po profity zasady, iż „duży może więcej”. I proszę nie mieć mi za złe, że o tym piszę. Ale to ja z pieniędzy parafian wpłaciłem za cały rok składkę ubezpieczeniową w wysokości czterech i pół niedzielnych
kolekt. Mało?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.