Dziękuję, panie prezydencie

Tomasz Rożek

Obama nie zna historii. Dzięki temu może się udać coś, co naszej dyplomacji nie udało się przez ostatnich kilkanaście lat.

Dziękuję, panie prezydencie

Prezydent USA Obama, wręczając Medal Wolności m.in. dla Jana Karskiego, wspomniał o polskim obozie śmierci. Nie nazistowskim, ani niemieckim - tylko polskim. W sumie można by się do tego już przyzwyczaić. „Polski obóz śmierci” ewentualnie „polski obóz zagłady”, to stwierdzenia bardzo często pojawiające się w zachodniej prasie. Po każdym takim przypadku jest reakcja naszego MSZu, ale na tym zwykle się kończy. Przeprosin nie uświadczysz. Sprostowania? Rzadko.

I tak płynie czas od jednego „polskiego obozu” do kolejnego. Raz w prasie brytyjskiej, raz w magazynie francuskim, kiedy indziej w amerykańskiej telewizji. Aż tu nagle kompletną ignorancją, kompletnym brakiem taktu i wyczucia popisuje się przywódca potężnego państwa.

Gdy jedni uważają, że Obama powinien na kolanach iść do Warszawy, inni, że powinniśmy nałożyć na USA sankcje gospodarcze, a są i tacy, którzy wyraźnie widzą kolejną odsłonę zaplanowanego na najwyższych szczytach władzy światowej spisku przeciwko Polsce, ja… bardzo cieszę się z tego co się stało. Żadna akcja czy reakcja polskiej dyplomacji nigdy nie zyskałaby takiego, że tak powiem publicity, jak trzy słowa Obamy. Na stronach internetowych Białego Domu „polskie obozy śmierci” są jednym z najgoręcej komentowanych wydarzeń. Jedni z Obamy się śmieją, inni oburzają. Mnie tam jest obojętne. Oburzają się organizacje nie tylko polonijne, ale także żydowskie. Brytyjski The Telegraph napisał, że prezydent USA obraził 38 milionów Polaków swoją ignorancką i głupią uwagą. Amerykański The Washington Times skrytykował prezydenta przypominając, że już wcześniej miał problemy z historią Drugiej Wojny Światowej myląc obóz w Auschwitz z obozem w Buchenwaldzie. Z kolei The Economist w materiale zatytułowanym "bacz na słowa" napisał, że niewiele rzeczy tak denerwuje Polaków, jak obwinianie ich za zbrodnie popełnione przez Nazistów okupujących ich kraj. - Najważniejszy sojusznik Ameryki wśród państw postkomunistycznych czuje się lekceważony przez  amerykańską administrację – dodaje gazeta. O sprawie pisze też izraelski Jerusalem Post. Świat śledzi każde słowo amerykańskiej administracji. A tu, jednego dnia pojawiają się dwa oświadczenia Białego Domu tłumaczące, że polskich obozów śmierci nie było, a prezydent USA miał na myśli coś zupełnie innego. Swoją drogą to idiotyczne tłumaczenie, ale z zasady prezydenci USA są nieomylni i nigdy nie przepraszają. Nieważne zresztą. Treść oświadczeń Białego Domu jest po stokroć bardziej skuteczna niż najlepiej zorganizowana reakcja naszego MSZ.

„Polskie obozy śmierci” pojawią się pewnie jeszcze nie raz w przestrzeni publicznej. Mam nadzieję, że zawsze nasza dyplomacja, prasa i obywatele będą na to reagowali. Myślę jednak że od dzisiaj mamy w walce z ignorancją i głupotą poważnego sojusznika. Jest nim nic o wojnie niewiedzący prezydent USA. Barack Obama. Dziękuję, panie prezydencie.

PS. I jeszcze jedno. Opozycja twierdzi, że słowa Obamy oraz niemrawa z początku reakcja naszych władz, to kolejny dowód na antyskuteczność polskiej dyplomacji. Panie i panowie z PiSu, chciałem tylko przypomnieć, że wy też formowaliście rząd. I za waszych czasów prasa zachodnia też pisała o „polskich obozach śmierci”. Wasze zdecydowane – jak dzisiaj twierdzicie – działania były tak samo antyskuteczne, jak działania dzisiejszej dyplomacji. Mało rzeczy wkurza mnie bardziej niż wykorzystywanie każdej okazji, by dowalić przeciwnikowi. Nie bacząc na fakty. Nie na tym polega polityka.