Powszechnie wiadomo, że to UEFA stawia warunki: dostaniecie Euro, jeśli spełnicie nasze żądania. Ale czy to naprawdę tak potężna organizacja, by suwerenne państwo nie mogło wykazać choć odrobiny zdolności negocjacyjnych?
W pobliżu strefy kibica nie mogą znajdować się żadne loga firm, które nie są sponsorami Euro Jakub Szymczuk/GN
Na czas mistrzostw część Polski przejdzie we władanie Unii Europejskich Związków Piłkarskich, bardziej znanej pod skrótem UEFA. Oczywiście, jest w tym sporo przesady, ale też nie bez powodu zdanie to przewija się od dłuższego czasu w dyskusji o Euro 2012. Warunki, na jakich UEFA organizuje nam igrzyska, faktycznie sprawiają wrażenie, jakby na trzy tygodnie władze państwowe i samorządowe zamieniały się rolami z władzami UEFA.
Tylko dla VIP-ów?
W mediach krążyła informacja o tym, że UEFA zażądała od władz stolicy, by jeden z pasów ruchu został wyłączony dla zwykłych użytkowników samochodów, a zamieniony na specjalny pas (podobnie jak tzw. buspas) tylko dla oficjeli UEFA, sędziów piłkarskich i innych VIP-ów. I to nie tylko w dniach meczowych, ale przez cały czas Euro. Można sobie tylko wyobrazić, jak w zakorkowanej Warszawie wyglądałyby efekty takiej decyzji. W rozmowie z GN rzecznik warszawskiego Ratusza wyjaśniał jednak, że to nie są wyłączone z ruchu pasy, tylko istniejący już buspas. – Taka była prośba UEFA i my spełniliśmy tę prośbę – mówi Bartosz Milczarczyk. – To będzie obowiązywało przez cały turniej. Szacujemy, że w dniach meczowych w mieście znajdzie się ok. 100 tys. kibiców, może więcej, natomiast w dniach, w których nie są rozgrywane mecze, liczymy, że będzie tych kibiców ok. 40 tys., tak więc ruch na trasie Okęcie–Centrum i tak będzie dużo większy niż zazwyczaj – tłumaczy Milczarczyk.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.