Serbia – kurs na Jugosławię?

Jacek Dziedzina

Wynik wyborów prezydenckich w Serbii to zimny prysznic dla Unii Europejskiej.

Serbia – kurs na Jugosławię?

Przegrana Borisa Tadicia, prounijnego i reformatorskiego polityka, może oznaczać przerwanie drogi, którą ten kraj już przeszedł od zakończenia wojny na Bałkanach. Wygrał Tomislav Nicolić, były człowiek Slobodana Miloszevicia, ostatniego prezydenta federacyjnej Jugosławii, współodpowiedzialnego za krwawe „rozstanie” dawnych jugosłowiańskich republik. Nikolić polityczną karierę zaczynał w latach 90. XX w. jako nacjonalistyczny, antyzachodni radykał. Współpracował z sądzonym za zbrodnie wojenne przez Trybunał w Hadze Vojislavem Šešeljem. Nicolić nie krył się ze swoimi antyunijnymi poglądami i jednoznacznie prorosyjskimi aspiracjami. W ostatnim czasie, tuż przed wyborami, zmienił jednak front, by pozyskać głosy również prounijnie nastawionych Serbów.

Jego wygrana to nie tylko wynik rozczarowania reformami Tadicia, które nie zlikwidowały bezrobocia, wynoszącego dziś ponad 23 proc. To również wyraźny sygnał od obywateli w stronę Zachodu: nie pozwolimy na kolejne ustępstwa w sprawie Kosowa i rezygnację z obrony naszej wersji historii. Tadić zrobił wiele dla pojednania między Serbami a Chorwatami, przeprosił za zbrodnie popełnione w czasie wojny, doprowadził do wydania Trybunałowi w Hadze oskarżanych o zbrodnie wojenne Radovana Karadżicia i Ratko Mladicia. Były to warunki postępu negocjacji w sprawie członkostwa w UE. Bruksela naciskała również, by Serbia dogadała się Kosowem, które w 2008 roku ogłosiło niepodległość. Gdy jednak unijni politycy zaczęli wręcz domagać się od władz w Belgradzie, by przestały finansować Serbów żyjących w Kosowie, wielu obywateli uznało to za przekroczenie kolejnej granicy.

Trzeba przyznać, że Serbowie, choć ponoszą ogromną odpowiedzialność za niedawną wojnę, od początku byli traktowani nierówno w porównaniu ze zbrodniarzami z sąsiednich republik. Kosowscy Albańczycy mają nie mniejsze sprawy na sumieniu, a jednak Zachód „nagrodził” ich zgodą na separację od Serbii. To poczucie krzywdy widziałem bardzo wyraźnie w czasie moich podróży po Serbii i Kosowie. W serbskiej części Kosowskiej Mitrovicy wszechobecne portery Mladicia i Karadżicia mówiły wszystko I wielkie napisy: „Putin, pomóż nam”. Oby się nie okazało, że polityką upokarzania Serbów Zachód doprowadził do kolejnego napięcia na Bałkanach, które może mieć trudne do przewidzenia skutki.