Teoretycznie każdy widzi: cztery nogi, ogon, grzywa, zgrabny łeb. W praktyce wie niewielu. W Janowie Podlaskim wiedzą. Bo kochają.
Konie janowskie w pędzie: widok niezapomniany... Jakub Szymczuk/GN
Tak naprawdę słynna Stadnina Koni Janów Podlaski w Janowie Podlaskim stoi na Wygodzie. Czyli ze dwa kilometry od miasteczka. Prosto idzie się na Wygodę, szczerym polem. A ponieważ wieczór, słowiki zaczynają koncert na siedem głosów. I cztery chóry żab podlaskich im wtórują. I dopiero gdy mija się bramę stadniny, do tego żabio-słowikowego akompaniamentu dołączają się prawdziwe gwiazdy: czterokopytni soliści. Przyrodniczo-podlaskiej suicie, sennym rżeniem rytm nadają gniade, srokate i inne. Zapada noc.
Dzień jak co dzień
Noc krótka, bo janowski ranek rządzi się końskimi prawami. Już o szóstej między boksami od stajni do stajni chodzą do swoich podopiecznych dr Marek Trela, dyrektor stadniny, Anna Stefaniuk, główny specjalista ds. hodowli koni, i któryś z koniuszych. Codziennie trzeba obejrzeć około 500 koni: od tych najmłodszych (w nocy akurat źrebaczek płci żeńskiej się urodził), do najstarszych, blisko 30-letnich, które w Janowie zaznają spokojnej, końskiej jesieni życia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.