Pieniądze jak śmieci

GN 19/2012

publikacja 10.05.2012 00:15

Był czas, gdy w Niemczech wypłatę wożono w taczkach, a jajko kosztowało miliony marek. Jak uniknąć koszmaru hiperinflacji, mówi brytyjski historyk Adam Fergusson.

Pieniądze jak śmieci Adam Fergusson brytyjski historyk, dziennikarz i polityk. Był europosłem Partii Konserwatywnej, doradzał brytyjskiemu rządowi w kwestiach europejskich i gospodarczych. Niedawno po polsku ukazała się jego książka „Kiedy pieniądz umiera. Prawdziwy koszmar hiperinflacji” (Wyd. Studio Emka), która na początku kryzysu finansowego w 2008 roku była bestsellerem w Wielkiej Brytanii. archiwum autora

Stefan Sękowski: Na okładce Pana książki „Kiedy pieniądz umiera” ktoś zamiata pieniądze miotłą. Przecież miejsce banknotów jest w portfelu, a nie na bruku.

Adam Fergusson: – Straszliwa I wojna światowa zrujnowała niemiecką gospodarkę, powodując ogromny zamęt i niepokój. W lecie 1923 roku niemiecki bank centralny, nieznający ilościowej teorii pieniądza, drukował tak dużo pieniędzy, że niedługo po ich wytworzeniu stawały się one bezwartościowe i nikt nie widział w nich akceptowalnego środka płatniczego. Niemiecki pieniądz papierowy zastąpiły obce waluty lub wymiana bezgotówkowa. Dlatego banknoty można było zamiatać niczym śmieci.

Co właściwie wywołało tę sytuację?

– Przede wszystkim nieodpowiedzialna polityka monetarna niemieckiego banku centralnego. Jego prezes Rudolf Havenstein w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że drastyczne zwiększanie ilości pieniądza powoduje spadek jego wartości, inflację. Przez cały okres hiperinflacji chodziły maszyny drukarskie. Te banknoty zasilały w dużej mierze wielki przemysł w formie dotacji. Havenstein uważał, że drukując pieniądz, napędza niemiecką gospodarkę, co nie było prawdą.

Jak żyje się w takich warunkach?

– Bardzo ciężko. Jako że pieniądz tracił wartość z godziny na godzinę, ceny rosły, ale nie zawsze rosły za nimi dochody. Zaraz po otrzymaniu wypłaty robotnicy pędzili do sprzedawców, by ją wydać. W maju 1923 roku przez 20 dni cena jajka skoczyła trzykrotnie, już w lecie tego roku gazety drukowały ceny obowiązujące danego dnia. Kilka minut trwało przeliczenie wszystkich banknotów potrzebnych na zakup artykułów pierwszej potrzeby. Tych zresztą brakowało, bo rolnicy nie chcieli przyjmować jako zapłaty pieniędzy, ponieważ były bezwartościowe. To prowadziło do rozbojów i masowych kradzieży, dokonywanych przez ludzi z miasta, którzy głodowali. W apogeum hiperinflacji wprowadzono do obiegu banknot o nominale 100 bilionów marek, jednak mało kto ufał, że jest naprawdę coś wart. Ludzie, którzy zainwestowali w obligacje wojenne, by wspomóc swój kraj w okresie zawieruchy, tracili majątek całego życia. To była prawdziwa katastrofa.

Byli jednak tacy, którzy zyskali na hiperinflacji.

– Na początku rolnicy, którzy byli częściowo samowystarczalni żywnościowo, dysponowali także wartościowymi dla miasta towarami. Jednak i ich dobra sytuacja się skończyła, gdy mieszkańcy miast nie mogli już kupować żywności. Początki hiperinflacji były także dobrym okresem dla kupujących nieruchomości. Trzeba przyznać, że obcokrajowcy, którzy jako turyści przyjeżdżali do Niemiec z mocną walutą w portfelach, nieraz bezwstydnie korzystali z nagłego spadku wartości marki. Na inflacji zyskał też wielki przemysł, bo to on był napędzany przez dodruk pieniędzy. Jednak w ostatecznym rozrachunku cały niemiecki naród stracił na hiperinflacji. Niestety, polityczni ekstremiści skutecznie wmówili Niemcom, że na ich biedzie zyskali Żydzi, co skończyło się później bardzo tragicznie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.