Nienawiść i amok

ks. Dariusz Kowalczyk

|

GN 18/2012

publikacja 02.05.2012 00:15

Życie społeczne robi się coraz bardziej miałkie i wredne.

Nienawiść i amok ks. Dariusz Kowalczyk jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

Kiedy czytamy Ewangelie, szczególnie św. Jana, to widzimy wyraźnie, że od pewnego momentu narasta konflikt między Jezusem a pewną częścią Żydów, w tym przede wszystkim arystokracją świątynną, czyli ówczesną żydowską władzą. Oponenci Jezusa nie byli w stanie Mu sprostać w otwartej dyspucie, a – z drugiej strony – w swej zatwardziałości nie chcieli przyznać mu racji. Pozostała im zatem sprytna retoryka i budowanie wokół Nauczyciela z Nazaretu złej atmosfery. „On jest opętany przez złego ducha i odchodzi od zmysłów. Czemu Go słuchacie?” (J 10,20) – przekonują Żydzi tych, którzy uwierzyli w Chrystusa. Nie wiedząc, co począć z cudownymi znakami, które Jezus czynił, wciskają ludowi zupełnie nielogiczną opinię, że „ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy” (Mk 3,22).

Nie zamierzam absolutnie z nikogo robić współczesnego Jezusa. Warto jednak zwrócić uwagę na mechanizm, który jest obecny w historii Mistrza z Nazaretu, a który w różnych wersjach powtarza się w naszym życiu społeczno- politycznym. Mechanizm ten polega na zastępowaniu merytorycznego sporu retoryką, że ci, co się z nami nie zgadzają i nas krytykują, są chorzy z nienawiści albo po prostu odchodzą od zmysłów. To przebiegły chwyt. Zamiast narażać się na porażkę w merytorycznym starciu, deprecjonuję oponenta przedstawiając go jako nienawistnika i wariata. Co więcej, w ten sposób buduje się we własnym salonie poczucie wyższości: my tutaj jesteśmy mądrzy, kulturalni i otwarci (cokolwiek by to miało znaczyć), a tamci to opętana nienawiścią zgraja. Człowiek, który słyszy często tego rodzaju przekaz, przestaje analizować rzeczywistość, tylko łyka propagandę i robi wszystko, by też być zaliczonym do „mądrych i otwartych”. Tyle że przy tego rodzaju mechanizmie życie społeczne robi się coraz bardziej miałkie i wredne.

Dobrego przykładu wmawiania innym nienawiści dostarcza jeden z ostatnich tekstów ks. Bonieckiego. Ów duchowny stwierdza: „Wciąż stają mi w pamięci obrazy z warszawskich manifestacji 10 kwietnia sprzed Pałacu Prezydenckiego. Zorganizowane przy okazji rocznicy katastrofy smoleńskiej, nie były żałobne. Były przerażające, bo dominowała w nich […] nienawiść”. Rozumiem, że dla ks. Bonieckiego zapalanie i stawianie zniczy przed Pałacem Prezydenckim jest wyrazem nienawiści, a ich gaszenie w nocy, wrzucanie do wora i pospieszne wywożenie na śmietnik stanowi znak miłości. Ksiądz-celebryta nie tłumaczy, w jaki sposób doszedł do swoich konstatacji. Stwierdza jedynie, że tak to odebrał, po czym peroruje już na całego: „Człowiekowi nienawidzącemu brak takich predyspozycji, jak poczucie umiaru, wstydu, dystansu, zdolność do wątpienia i zadawania sobie pytań”.

Coś w tym jest, bo gdy tak patrzę, jak nasze władze oraz mainstreamowe media „wyjaśniają” katastrofę w Smoleńsku, to rzeczywiście dostrzegam z łatwością jakąś dziwną niechęć do stawiania oczywistych w takim przypadku pytań. Dziś, po dwóch latach, widzimy, jak niewiele zrobiono naukowych badań, aby przybliżyć się do prawdy o katastrofie. No ale jak można było je rzetelnie robić, skoro sam prezydent Komorowski już dawno stwierdził, że sprawa jest arcyboleśnie prosta. Pewno z tego powodu Komisja Millera przyjęła – bez żadnych symulacji komputerowych i bez szczegółowego badania wraku – rosyjską koncepcję „pancernej brzozy”. Arcyboleśnie prosto komisja ta powtórzyła MAK-owskie oszczerstwa o gen. Błasiku, który siedział w kokpicie… Tylko potem, już po ogłoszeniu raportu, okazało się, że nikt w Komisji nie postawił sobie pytania, na jakiej właściwie podstawie stwierdza się obecność generała w kokpicie. Doprawdy trzeba było nie mieć umiaru i wstydu, aby propozycję uchwały w sprawie zwrotu przez rząd rosyjski wraku samolotu wykorzystać do ataku na opozycję. Premier nie mógł wejść w merytoryczną dyskusję o faktach, dlatego próbował czarować retoryką oburzenia: „Tylko ludzie opętani nienawiścią do własnego kraju są gotowi wnosić projekt uchwały, […] adres do cara…”. Nie ma żadnej logiki w nazywaniu uchwały domagającej się zwrotu wraku „adresem do cara”. Ale też nie o logikę tutaj chodziło, tylko o znany nam chwyt pt. „opętani nienawiścią”. Usłużni propagandziści od razu kapnęli, o co chodzi. „Newsweek” pod kierownictwem Tomasza Lisa zamieścił na okładce fotomontaż z Antonim Macierewiczem stylizowanym na terrorystę Bin Ladena oraz napisem „Amok”. Ciekawe, czy ks. Bonieckiemu udało się dostrzec w tej okładce brak umiaru i dystansu?

Wmawianie nienawiści stosuje się też regularnie wobec społeczności słuchaczy Radia Maryja. Salon nie może pojąć, dlaczego pomimo nieustannej propagandy w ich mediach na manifę przychodzi garstka ludzi, w tym żałosny redaktor, „pier…, nie rodzę”, Blumsztajn, a na manifestację w obronie TV Trwam stawia się kilkadziesiąt tysięcy. W tej sytuacji pozostaje im odwołać się do znanego argumentu: to nienawiść zgromadziła tych szalonych ludzi! Naśladowca ks. Bonieckiego, niejaki ks. Lemański, zgromił swego kolegę z diecezji, a zarazem szefa tygodnika „Idziemy”, ks. Zielińskiego, że ten zapowiedział udział w manifestacji w obronie TV Trwam. Księdzu Lemańskiemu skojarzyło się to – nie uwierzą państwo! – z działalnością słowackiego ks. Tiso, który współpracował z Hitlerem. No cóż! kolejny przykład „braku umiaru, wstydu, dystansu” tych, którzy zarzucają innym nienawiść.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.