Niech rządzi Słowo

Franciszek Kucharczak

|

GN 17/2012

publikacja 26.04.2012 00:15

Toczy się bój o słowo, żeby nie miało nic wspólnego ze Słowem.

Niech rządzi Słowo

Kiedy wiele lat temu stałem nad trumną mojego dziadka, ksiądz powiedział: „W takich razach ludzkie słowo jest bezradne. Ale są jeszcze słowa Boże”. Jakoś mi to wybitnie mocno utkwiło w głowie, a dziś przypomniało się, jako że gdy to piszę, trwa jeszcze Tydzień Biblijny. – No właśnie – pomyślałem sobie. – Ludzie nieraz pomogą, ale jest taki poziom bólu, że – jak mówi poeta – „zbudzonemu śród nocy słowa nie dają pomocy”. A Słowo Boże zawsze daje pomoc. Nawet gdy się tego nie wie.

Kiedyś na spotkaniu Mężczyzn Świętego Józefa prowadzący zapytał: „Kto z was rozumie całą Księgę Liczb?”. Nikt się nie zgłosił. Na to on: „Ja nie rozumiem połowy, a jednak gdy czytam jakikolwiek fragment Biblii, zawsze otrzymuję błogosławieństwo”.

To jest to – człowiek, który czyta Biblię jako księgę objawienia, znajduje się w strefie błogosławieństwa i spływa na niego łaska. Nie ma nic mocniejszego, co mogłoby dotrzeć do człowieka przez uszy i oczy, nad słowo Boże.

Często w naszych własnych, chrześcijańskich środowiskach, daje się zauważyć jakiś lęk przed autorytatywnym głoszeniem słowa Bożego. Tak, jakby ono było nasze prywatne, przez nas wymyślone. Nawet duchowni traktują je czasem tak, jakby to było słowo ludzkie, jedno z wielu, które trzeba poddać tym samym regułom, które obowiązują w „cywilizowanym świecie”. Należy je zatem zweryfikować w drodze dyskusji i w duchu dialogu, a nawet podać w wątpliwość, żeby wykazać otwartość na inaczej myślących. Bo według standardów współczesności żadne nauczanie nie powinno być autorytatywne. Kultura wszechdialogu każe za dobre uznać tylko takie słowa, które nie są pewne i mocne. Ceni się tylko takie słowa, które nie prowadzą, lecz roztaczają miraże. Które nie są „skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny”, które nie „przenikają aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku”. Krótko mówiąc, tylko takie słowa są uznane za dobre, które nie są słowem Bożym.

Jest tak, bo sposób mówienia Boga nie pasuje do tych kryteriów. On mówi jasno i bez ogródek i nie pociesza tam, gdzie trzeba zganić, i nie gani tam, gdzie trzeba pocieszyć. Bóg wskazuje jedyną drogę do szczęścia. Świat zaś mówi, że każdy może iść gdzie chce, byle było fajnie, bo szczęście to jest przyjemność.

Choć za czasów Jezusa było wielu mądrych ludzi, Ewangelia nie jest zbiorem ich mądrości. Ewangeliści nie udzielili głosu przeciwnikom Jezusa, a przecież tak by wypadało, żeby było „obiektywnie”. Ludzie biegli za Jezusem, bo mówił „jak ten, który ma władzę”. I, ciekawostka, właśnie dlatego za Nim biegli. Widocznie właśnie „władzy” słowa potrzebowali. Mocy przepowiadania, a nie rozmytego ględzenia. Wskazania, co mamy robić, a nie nadskakiwania w stylu „o czym chcielibyście posłuchać?”.

Słowa Bożego trzeba słuchać tak, że się mu jest posłusznym. Nic też dziwnego, że ma tak wielu przeciwników.

Straszenie sądem

Znany pedagog prof. Aleksander Nalaskowski odpowie przed sądem za słowa, które powiedział dla portalu Fronda.pl: „Rodzice homoseksualni, tworzący dom dziecka, nie są w stanie przekazać dziecku w procesie wychowania właściwego wymiaru życia seksualnego człowieka. Ten wymiar będzie zawsze wymiarem spaczonym, wymiarem chorym. Tak jak homoseksualizm jest chory, choć Organizacja Zdrowia uznała, że nie jest”. Skarży go członek Stowarzyszenia „Pracownia Różnorodności”, organizacji zrzeszającej homoaktywistów. Twierdzi, że został przez prof. Nalaskowskiego pomówiony. – To absurd, nawet nie znam tego człowieka – powiedział serwisowi Gosc.pl prof. Nalaskowski, zaznaczając, że pomówienie musi być skierowane do konkretnej osoby. Pan profesor robi błąd, bo powołuje się na prawo polskie, a jest skarżony na podstawie zwyczajowego prawa indyjskiego. Skrytykował przecież święte krowy, a to tak, jakby zaatakował każdą z osobna.

Rasizm inaczej

Parlament Rwandy przyjął prawo legalizujące aborcję. Wcześniej rząd zapewnił Rwandyjczykom dostęp do bezpłatnej sterylizacji i środków poronnych. Prowadzi też kampanię na rzecz „nowoczesnej rodziny”, czyli nie więcej niż z trojgiem dzieci. Co prawda społeczeństwo tego kraju w ogromnej większości sprzeciwia się aborcji, jednak władza ugięła się pod naciskiem organizacji międzynarodowych pod egidą ONZ. Od wprowadzenia polityki antyludnościowej zależy bowiem pomoc finansowa, przyznawana państwom ubogim. Ta ONZ to jednak jest dziwna organizacja. Gdy w 1994 roku milion Rwandyjczyków padło ofiarą ludobójstwa, ONZ protestowała. A powinna była jeszcze dostarczać broń wyrzynającym się plemionom. Zabicie małego człowieka czy dużego to przecież merytorycznie żadna różnica. Wygląda na to, że właściciele czarnoskórych niewolników byli lepsi niż ONZ. Tamtym generalnie jednak zależało na żywych Murzynach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.