Znani aktorzy: Tylko dla siebie

Karol Wyszyński / sks

publikacja 17.04.2012 14:46

Poznali się w trakcie studiów. Jak sami mówią, była to miłość od pierwszego wejrzenia. Przez pierwsze dwa lata związku nawet się nie pokłócili, a tuż po studiach wzięli ślub. Aktualnie szczęśliwi małżonkowie i rodzice trójki dzieci, czwarte w drodze. Zaangażowali się w akcję „Wierność Jest Sexy”. Ale jeszcze kilka lat temu, pięć lat po ślubie planowali wziąć rozwód i związać się z innymi partnerami…

Znani aktorzy: Tylko dla siebie Dominika Figurska i Marcin Chorosiński. ARCHIWUM DOMOWE PAŃSTWA CHOROSIŃSKICH

Karol Wyszyński:  Skoro było tak dobrze, to co się stało? Co poszło nie tak?

Dominika Figurska: Wszystko…

Michał Chorosiński: No może nie wszystko, tylko dużo się nałożyło.

DF: A generalnie to takie wspólne zaniedbanie siebie nawzajem. Pojawiło się najpierw jedno dziecko, potem drugie, wszystko się zmienia. Przez tyle lat byliśmy sami,  oboje jesteśmy aktorami, oboje bardzo niezależni. Można powiedzieć, że takie dwa egoizmy się spotkały. Jak jeszcze byliśmy sami to to jakoś działało, nikt nikomu w drogę nie wchodził.

MC: Ktoś wychodził, robił swoje rzeczy, potem spotykaliśmy się w domu, było wszystko fajnie. W momencie kiedy była już dwójka dzieci, okazało się że znacznie więcej z tego swojego czasu trzeba zrezygnować, poświęcić go rodzinie, drugiej osobie. To nie było decydujące, ale żyliśmy też w takich nie najlepszych warunkach, bo przy dwójce dzieci w kawalerce, niecałe 30 metrów, to już było trudne. Nie można było wyjść z pokoju, bo był jeden – siedzieliśmy razem.

DF: Główną przyczyną było to, że przestaliśmy, a być może nigdy do tej pory nie działaliśmy wspólnie, a tu już życie wymagało wspólnej drogi. Do tej pory to było spychane, nie było wspólnoty.

MC: Jeśli zaniedbuje się pracę nad sobą, w sensie duchowym, to bardzo marnie to wygląda w życiu na co dzień. Ciężko jest zrezygnować ze swojej ambicji, egoizmu, jeśli nie ma się tego wymiaru wyższego, jeśli nie ma się świadomości, że można się uświęcać w pracy, w poświęceniu dla drugiej osoby,  wykonywaniu porządnie swoich obowiązków. Jeśli o tym się nie pamięta, to wszystkie inne rzeczy które druga osoba powie, nie zrobi, one się napiętrzają i robi się takie małe piekiełko.

Czy mogą Państwo wskazać lampki alarmowe?

DF: Jak zaszłam w drugą ciążę, to oczywiście się cieszyłam, ale też wpadłam w panikę, że sobie nie poradzimy. Moje oczekiwania względem Michała naprawdę się zmieniły. Wiedziałam, że nie będę pracowała i nagle z powodu jakiegoś lęku oczekiwałam od Michała czegoś innego, jakieś innej opieki. Myślę, że taką lampką alarmową było to, że zamiataliśmy wszystko pod dywan. Brak rozmowy plus brak zrozumienia. Ja wykrzykiwałam swoje żale, Michał również, każde było zamknięte na siebie.

MC: Zaczęła się tworzyć bariera. Pamiętam takie dwie sytuacje. Miałem wrażenie niemożności realizacji wymagań drugiej strony. Z jednej strony zarabiania dużej ilości pieniędzy, takich żeby utrzymać dwójkę dzieci, a zarazem presja, że jeśli gdzieś idę, staram się zarabiać, to dlaczego nie ma mnie w domu. To też wynikało z tego że byliśmy młodzi, nie rozumieliśmy pewnych rzeczy. A druga lampka, to nie przyznawanie się do swojej winy w sytuacjach kryzysowych, tylko przerzucanie jej na drugą stronę. Odbierałem słowa Dominiki jako atak, nie widząc, ile jest w nich prawdy, a przez to nie zauważałem, jak ją zaniedbywałem.

Gdyby Państwo spojrzeli z dzisiejszej perspektywy – co można było z tym zrobić?

DF: Być może potrzebowaliśmy pomocy kogoś trzeciego, dojrzałej osoby. Może trzeba było z tego skorzystać, ale nie mieliśmy takiej świadomości. Brakowało też czasu tylko dla siebie. Przede wszystkim bolało nasze małżeństwo, nawet jak między nami było źle, nie zaniedbywaliśmy dzieci. Powinniśmy coś zrobić wtedy tylko dla nas.

MC: Masz rację. Pomoc z zewnątrz, zależy co kto woli, czy duszpasterz, czy mądry psycholog. Byliśmy u kogoś takiego, ale to było  później, kiedy dużo się już wydarzyło. To znaczy nigdy nie jest za późno, ale to było kiedy już nie byliśmy ze sobą, a powinniśmy wcześniej na to zareagować.

Państwo się rozstali?

DF: Byliśmy 5 lat po ślubie, rozstaliśmy się na jakieś 8-9 miesięcy.

Jak to możliwe że po takim czasie wróciliście do siebie?

DF: Z jednej strony mieliśmy ułatwioną, a z drugiej utrudnioną sytuację ze względów logistycznych. Kupiliśmy mieszkanie pod Warszawą i mieliśmy dwa. Każde z nas mieszkało w innym, ale to były nasze, wspólne mieszkania. Każdy mógł przecież przyjść jak do swojego.

MC: Nie mogliśmy się porozumieć przy podziale. Była już nawet wstępna rozmowa o rozwodzie. Pytanie kto weźmie dzieci? „Ja. - Nie, ja wezmę, ja biorę mieszkanie. - Nie ja biorę”, ale to nie jest istotą. Jak była mowa o rozwodzie, to mimo że codziennie ktoś mówił, że już idzie do sądu, to żadne z nas w końcu o ten rozwód nie wystąpiło.

DF: Nigdy nie byliśmy w równym stopniu przekonani o rozwodzie. Gdy ja definitywnie mówiłam nie, Michał walczył, a gdy Michał już miał dość i mówił nie, ja zaczynałam walczyć.

Pojawiły się osoby z zewnątrz…

DF: Pojawiły się trzecie osoby, doszło do niewierności. Jednak mimo że było to całe zakochanie, zauroczenie, ono trwa tylko chwilę – a po naszym wcześniejszym doświadczeniu tych 2 lat idylli bez kłótni, a potem kolejnych lat, podchodzi się do tego jeszcze bardziej sceptycznie, po jakimś czasie emocje opadają i człowiek zaczyna myśleć.

MC: Przychodzi zastanowienie: znowu się pakuję w coś czego nie przerobiłem wcześniej, a co będę musiał przerabiać, bo te problemy pojawiają się w każdym nowym związku. Nawet zakładając, że ktoś by się zakochiwał co 3 lata i zakładał nowy związek, to dochodzi w pewnym momencie do takiej ściany, granicy, gdzie musi coś przerobić po prostu, bo nie pójdzie dalej. Będzie musiał od nowa korzystać z tej adrenaliny, z tego narkotyku zakochania, bo bez tego nie będzie w stanie nic zrobić. Zaczęło to do nas dochodzić, ten absurd naszych wszystkich posunięć, że tu mamy dwójkę dzieci…

DF: Właśnie, dzieci! To było bardzo ważne. Dzieci rozbite kompletnie, my widzimy, co się z nimi dzieje, to było straszne. To jest wielki minus, niech każdy o tym pomyśli przed takimi decyzjami, że to są trwałe uszczerbki, cierpienia.

MC: Ważną rzeczą, która nas łączyła, był też sakrament. Mimo wszystko, zaczęliśmy powoli wracać do Pana Boga, zaczęliśmy pogłębiać naszą wiarę. Dotarło do nas, że żadne z nas nie będzie mogło korzystać z Komunii Świętej, więc wielki cios dla naszego życia duchowego. Zdaliśmy sobie sprawę, że myśli typu: „że Pan Bóg jednak zrozumie, że nasza >nowa miłość< wszystko zwycięży i tak dalej”, to były fałszywe tropy, które próbowały zniszczyć nasze małżeństwo.

DF: W trakcie naszego rozstania, gdy każde z nas układało sobie życie, pozornie było super. Już się nagle nie kłócę, wszystko jest w porządku, ale wewnątrz taki niepokój. Pamiętam, że wtedy bardzo źle, krótko spałam. Cały czas niby wszystko dobrze, bo nie mogę nic nikomu zarzucić. Mam to szczęście, którego mi brakowało, ale niepokój mi towarzyszył, czułam że to było złe. To jest, powiedzmy wprost, grzech cudzołóstwa, a człowiek tak próbuje nagiąć cały świat, przekonać Boga do swojego grzechu, ale Boga nie da się przecież nagiąć.

Czyli faktycznie nigdy nie jest za późno, by zawalczyć o swoje małżeństwo.

MC: Tak, zdecydowanie. Nasze małżeństwo było w ruinie. Mało kto dawał nam szanse, znajomi mówili: „dajcie sobie spokój, to nie ma sensu”...

DF: Tak, ale w tej ruinie, bo naprawdę nic nie zostało z naszego małżeństwa, pojawiali się też tacy ludzie,  którzy zawsze byli za tym żeby próbować, że jeszcze nie jest za późno.

A w którym momencie stwierdzili Państwo: „Wracamy!”?

DF: Był moment, że podjęłam decyzję, że jeżeli nie mogę być z Michałem, to chcę być sama. Czyli dałam taką furtkę że z Michałem zawsze mogę być.

MC: To było po ok. 9 miesiącach od rozstania, na początku tak jakby na próbę. Stwierdziliśmy że dobrze, zamieszkamy razem, będziemy się opiekować dziećmi i zobaczymy co z tego wyjdzie.  No i miesiąc po miesiącu zaczęliśmy wreszcie ze sobą rozmawiać. Ponieważ oboje już daliśmy sobie po nosie, byliśmy bardzo zranieni, to wszystko musiało jakoś odpłynąć i zaczęło się oczyszczać,  ta rana zaczęła się jakoś zabliźniać i powiedziałbym, że na tej ranie zaczęły kwitnąć nowe kwiatki. W pewnym momencie zaczęło być coraz lepiej. Pomógł nam też jeden ksiądz oraz spotkania z psycholog. Ona uświadomiła nam sporo rzeczy, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy.

DF: Owszem, te kwiatki były, ale były też momenty takich burz, że nie wiem, jakim cudem… można było parę razy powiedzieć sobie: nie mamy szans, nie wracamy do siebie. Ale to chyba było potrzebne, taki rodzaj oczyszczenia. Szczęście, że się w tym momencie nie poddawaliśmy, bo zanim te kwiatki zakwitły, to była jeszcze naprawdę droga przez mękę. Te wypominania, każde z nas swoje żale, rozdrapywanie ran, zanim one się zabliźniły.

Co Państwo postanowili zmienić po powrocie?

DF: Rozmowę. To znaczy jeśli coś jest nie tak, nie trzymać w sobie, nie spuszczać nosa na kwintę, ale od razu skonfrontować.

MC: Nie chodzić naburmuszonym, że coś jest nie tak, tylko trzeba to wyrzucać jak najszybciej. To jest efekt zamiatania pod dywan, że człowiek coś tłamsi. Ja zauważyłem jeszcze z naszego doświadczenia, że kobiety mają coś takiego, że wydaje im się, że mężczyzna powinien się wszystkiego domyślić. To, co ona ma w głębi duszy, swoje przemyślenia, jak się facet powinien zachować, a facet jest taki dość prostolinijny, kobiety są bardziej skomplikowane. Pewne rzeczy trzeba od razu mówić. Ile byłoby mniej niepotrzebnych niesnasek, kłótni, gdybym wiedział coś… To nie jest nic złego powiedzieć, że ja oczekuję czegoś takiego.

DF: Czyli właśnie rozmowa. Drugie: u nas wydawało się, że jedna osoba ma za dużo na głowie. Dzielić tę pracę, naprawdę starać się sprawiedliwie, żeby dwie strony były zadowolone, żeby był kompromis. Każdy ma się czuć dobrze w tym co robi. I dbanie o atmosferę, żeby było dużo radości, nie zasypiać z żadnymi urazami. I już powiedzieliśmy, choć nie zawsze się udaje w praktyce – przeznaczać też czas tylko dla siebie.

Jeden dzień w tygodniu tylko dla małżeństwa?

MC: Kiedyś czytałem, że jakieś małżeństwo miało jeden tydzień w roku i jeden dzień w miesiącu, kilka godzin w tygodniu. Tylko dla siebie, nie tak, że dzieci są, a my rozmawiamy, ale wychodzimy gdzieś i jesteśmy tylko dla siebie. To jest oczywiście niedużo, ale myślę że zawsze warto. W końcu dzieciaki kiedyś pójdą z domu, a my zostaniemy ze sobą.

Dominika Figurska – aktorka filmowa, serialowa i teatralna. Występuje w Teatrze Polskim we Wrocławiu, grała m.in. w „6 dni strusia”, a także serialach „M jak Miłość”, „Ratownicy” i „Na Wspólnej”.

Michał Chorosiński – aktor filmowy, serialowy i teatralny. Występował m.in. w „Ogniem i mieczem”, „Starej Baśni”, wspólnie z żoną w serialu „M jak Miłość”, a także „Czas honoru” i „Licencja na wychowanie”. Podkładał głos w filmach animowanych, m.in. „Terra”. Obecnie studiuje historię na Uniwersytecie Warszawskim.

Więcej na temat akcji „Wierność Jest Sexy” znajdziecie Państwo na Facebooku – http://www.facebook.com/wiernosc