Na skróty do nikąd

Tomasz Rożek

|

GN 16/2012

publikacja 19.04.2012 00:15

W latach 40. i 50. XX wieku człowiek zdał sobie sprawę z mocy drzemiącej w atomie. Niezależnie od programów wojskowych, rozwijano programy cywilne wykorzystujące energię jądrową. Nigdzie nie wyszły one poza fazę koncepcji. Za wyjątkiem ZSRR.

Na skróty do nikąd W latach 60. XX wieku (gdy robiono to zdjęcie) Jezioro Aralskie było ogromne i pełne ryb.Dzisiaj brzeg jeziora jest cofnięty o kilkadziesiąt kilometrów (zdjęcie u góry), a część niewielkich bajorek okresowo wysycha East news/© BIOS Gourlan

W rodzącej się erze atomu powszechnie wierzono, że wszystko, co trapi ludzkość, rozwiąże energia zaklęta w uranie. Budowano reaktory (dalej się je buduje), które produkowały prąd elektryczny. I choć ta „forma” energii, w porównaniu z ropą czy węglem, jest najłatwiejsza w wykorzystaniu, nie jest pozbawiona wad. Prądem można oczywiście ogrzewać i oświetlać, ale budowanie elektrycznych pojazdów nawet dzisiaj nastręcza problemów. Nie chodzi o sam silnik, tylko raczej o „zbiornik paliwa”, czyli o akumulatory. Tak jak samochód tradycyjny bez tankowania może przejechać kilkaset kilometrów, tak najlepsze elektryczne przejadą najwyżej 100–150. Na tyle pozwalają akumulatory dzisiaj. Te sprzed 50 lat do niczego się nie nadawały. Gdy rozpoczynała się era atomu, nikt nie myślał o samochodach elektrycznych. Powstawały za to projekty pojazdów napędzanych wprost energią atomową. Samochodów, lokomotyw, a nawet samolotów, których silnikiem miał być reaktor.

Pewna porażka

Dzisiaj jedynymi urządzeniami cywilnymi, które wykorzystują materiał rozszczepialny, są elektrownie atomowe. W przeszłości wyobraźnia niektórych sięgała jednak znacznie dalej. Skoro mamy nieograniczone źródło energii, przystosujmy do siebie świat. – Przyroda jest ludziom posłuszna – miał wtedy powiedzieć jeden z radzieckich inżynierów.

Po pierwsze energia atomowa nie jest nieograniczona. Twórcy wielu cywilnych programów jądrowych szybko się o tym przekonali. Dla ich pomysłów brakowało uranu, bo ten był przeznaczany na cele wojskowe. Jest i problem drugi. Wielokrotnie przekonaliśmy się, że przyroda nie ma zamiaru stosować się do naszych reguł. A już na pewno nie w skali globalnej. Konfrontacja z siłami natury zawsze będzie kończyła się (naszą) sromotną porażką. Trudno powiedzieć, czy z perspektywy porażki, czy z powodu niewystarczającej ilości uranu, a może z powodu ochrony środowiska, „atomowe” pomysły w krajach Zachodu nie zyskały akceptacji. Dzisiaj mówi się o nich z przymrużeniem oka. Jak chociażby o rodzinnym samochodzie Forda o nazwie Nucleon, który miał być napędzany małym reaktorem atomowym. Jedynym krajem, w którym atom był wykorzystywany do celów cywilnych, jednak niezwiązanych z energetyką, był Związek Radziecki. Zakończyło się to trudną do opisania klęską ekologiczną.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.