Grzech zaniedbania

Tomasz Rożek

|

GN 15/2012

publikacja 12.04.2012 00:15

Gdy spada samolot, sprawą powinni zająć się głównie naukowcy. W przypadku tupolewa, który spadł w Smoleńsku, za wyjaśnianie wzięli się urzędnicy i politycy. I tylko oni.

Grzech zaniedbania Wrak prezydenckiego tupolewa wciąż leży w Rosji tylko prowizorycznie zabezpieczony. Polscy uczeni nie mają do niego dostępu FORUM/Jeremiasz Filip

Skala zaniedbań jest tak ogromna, że aż trudno uwierzyć. Głos naukowców w całym badaniu został w ogóle pominięty. Nie, nie – „pominięty” to złe słowo. Naukowcy nie mieli okazji wypowiedzieć się wcale. Być może w rosyjskim śledztwie robiono ekspertyzy, obliczenia i symulacje, ale o tym polska strona nic nie wie. Polskie władze badań nie zleciły wcale. I bynajmniej nie dlatego, że nie ma ich kto zrobić. Mamy w kraju i wyspecjalizowane ośrodki naukowe, i specjalistów, w tym takich, którzy za kompetencje doceniani są na całym świecie. To wszystko mamy, ale urzędnicy i prokuratorzy odpowiedzialni za wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej w ogóle nie są zainteresowani ich spostrzeżeniami czy wnioskami. Choć od katastrofy prezydenckiego tupolewa minęły dwa lata, tylko jeden polski instytut naukowy miał okazję przeprowadzać analizy z nią związane. Chodzi o Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa, który na zlecenie polskiej prokuratury przeprowadzał analizy kopii nagrań z czarnych skrzynek.

Wyjątek

Te analizy przez autorów tzw. raportu Millera, czyli jedynego dokumentu, którego autorem byli Polacy, zostały uznane za wtórne. Nie uznano za stosowne uaktualnić polskiego raportu, nie uznano za słuszne dopisać do niego chociażby aneksu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.