Pożytki odwiedzin na strychu

Ks. Tomasz Horak

|

GN 12/2012

Im bardziej proboszcz czuje, że kościół jest jego (domem, skarbem, świętością, oczkiem w głowie itd.), tym żywszy rezonans budzi to w parafianach.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Wróciłem ze strychu kościoła. Mężczyźni układają podest, by organmistrze mieli gdzie rozłożyć piszczałki w czasie remontu. Jak to się zmieniło w tej parafii! Przed laty do każdej jakiejś tam roboty musiałem ludzi szukać, prosić, po wsi chodzić. Jakoś było, ale nieraz ręce opadały. Teraz jest inaczej. I nie proboszcz za parafianami chodzi, ale parafianie proboszcza wciągają w kolejne sprawy. Teraz? To już ładnych ileś lat. I swoje pieniądze, które stają się parafialnymi, z pełnym zaufaniem mi powierzają. Duże sumy przeszły przez moje ręce. Nie tylko te „koszyczkowe”, tych po prawdzie jest mało. Ale te „inwestycyjne”, składane na konkretne cele, są spore. Dzięki temu wyciągnęliśmy trochę z unijnych funduszy. Ostatnio znowu podpisałem umowę z Urzędem Marszałkowskim. Na remont szopki. A ciekawą mamy szopkę. Na organy musimy sami nazbierać – nie są zabytkowe, nasz kłopot. Nie martwię się. Wiem, że zapłacę. To znaczy – parafia zapłaci.
Ludzie wiedzą, że to ich.

Tu muszę wyjaśnić, że mieszkamy na ziemiach, które dopiero od 1945 roku należą do Polski (a stanowi to jedną trzecią jej terytorium!). Ja i moi parafianie nie jesteśmy stąd. To znaczy teraz tak. Ale poczucie zakorzenienia jest wciąż zbyt małe, choć dwa pokolenia minęły. Człowiek nie pomidor, ciężko się flancuje. Pierwszymi obiektami uznanymi za swoje na ziemiach zwanych niegdyś „odzyskanymi” były właśnie kościoły. Tak i u nas – dobrze wyposażony budynek stanowiący niegdyś centrum społecznego życia wioski dawno zniknął z powierzchni ziemi. Pałacyk pewnie wkrótce się rozsypie. Kościół nie tylko jest, ale jego substancja budowlana, zabytkowa i artystyczna mają się wciąż lepiej. Bo kościół i Kościół zawsze jest naszym domem. Hasło roku duszpasterskiego jest tylko potwierdzeniem odczucia pokoleń. Choć intensywność tego odczucia jest niejednakowa. Przełożenie na konkrety także nie. Dlatego po dzisiejszym powrocie z kościelnego strychu zaczęło mi w głowie dzwonić pytanie, co wpłynęło w mojej i tylu okolicznych parafiach na umocnienie świadomości, że kościół jest nasz.

Jedna prawidłowość wydaje się oczywista. Proboszcz! Im bardziej on czuje, że kościół jest jego (domem, skarbem, świętością, oczkiem w głowie itd.), tym żywszy rezonans budzi to w parafianach. W całej okolicy widać to jak na dłoni. Wbrew wszystkim czarnowidzom z lewa i prawa. To cieszy. Dobrze, że mamy takich proboszczów. Dobrze, że mamy takich parafian. Dobrze, że wzajemny rezonans jest silniejszy. A tyle wciąż jest do odrobienia. Warto czasem pójść na strych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.