Byłem spragniony, nagi, głodny…

Joanna Bątkiewicz-Brożek

|

GN 11/2012

publikacja 15.03.2012 00:15

Jezus uznał jałmużnę za jeden z trzech filarów życia religijnego, obok modlitwy i postu. Sam utożsamiał się z każdym człowiekiem. Czy są więc sytuacje, które zwalniają z jałmużny? Czy możemy odmówić żebrakowi na ulicy?

Byłem spragniony, nagi, głodny… Jałmużna to nie rada ewangeliczna, a powinność. Henryk Przondziono/GN

Kiedyś w Niedzielę Palmową byłem na kazaniu w Londynie. Proboszcz powiedział: Nie wiem, czy pamiętacie Ewangelię sprzed pięciu tygodni. Mówiła o modlitwie, poście i jałmużnie. Daliście coś komuś? Bo jak nie, kończy się wam czas. Warto było widzieć tych ludzi, którzy naraz odkryli, że przez pięć tygodni nic nikomu nie dali. Nagle ma się poczucie, że liturgia to tylko zabawa, że bawimy się w słuchanie słowa. Posłuchali, dali sobie głowę posypać popiołem, ale kieszeni im to nie otworzyło – tak zaczynał rekolekcje dla seminarzystów w Krakowie ks. Grzegorz Ryś, dziś krakowski biskup pomocniczy. Dalszy ciąg kazania był trudniejszy. O „chciwości, która umiera w nas dopiero dwie godziny po śmierci”, o tym, że Jezus wyraźnie mówi, że możemy być pobożni i porządni, ale jak nie będziemy się dzielić, to wszystko na nic. „Jałmużna to nie rada ewangeliczna, a powinność”. I że nie ma tłumaczenia, że mam mało. Muszę dać. „Nie ma sytuacji, która zwalnia z jałmużny. Bo jałmużna znaczy miłosierdzie” – mówił bp Ryś.

Pan Bóg cię zapyta

Codziennie spotykam na ulicy żebraków. Jedni proszą o 50 groszy na bilet, inni 20 groszy na bułkę, jeszcze inni o jedzenie. Jedni ubodzy i nędzni, ale zadbani. Inni śmierdzący, oczy zamroczone od alkoholu. Dać, nie dać? A co on z tym zrobi? – rodzą się pytania. I co jest wart ten mój ochłap, dwa czy pięć złotych? A może, rzucając na odczepnego, tylko uspokajam własne sumienie? Jak nie dam, zawsze dopada mnie Jezusowe: „Byłem głodny, a wy nie daliście mi jeść”… Pamiętam z kolei takie kazanie, kiedy rekolekcjonista opowiadał, jak to na ulicy w Krakowie zaczepiła go kobieta, prosząc o pieniądze. Była trzecią z kolei osobą na krótkim odcinku od rynku do Sławkowskiej. Zbył ją. Uszedł kilka kroków, odwrócił się, coś go tknęło. Chciał wrócić, biec, dać. Ale kobiety już nie było. „Panie Jezu, znam te Twoje numery” – pomyślał. „Wiem, że to był On. Od tamtej pory nabrałem pewności, że ani ja, ani ty nie mamy prawa oceniać, na co żebrak spożytkuje pieniądze”. – skończył swoje kazanie rekolekcjonista. Noszę tę opowieść w sercu. Tylko co, jeśli przeczuwam, że darowany pieniądz pójdzie na butelkę wódki, na narkotyki? Łatwo przychodzi myślenie: ten to menel, a tamta Cyganka siedzi tu cały dzień z dzieckiem, i ma lepsze auto od mojego z żebrania…Jak praktykę skonfrontować z Ewangelią?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.