Utracona tożsamość

Maciej Korkuć

|

Polska Utracona

publikacja 09.03.2012 15:50

„Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie…” – dla dzisiejszych Polaków coraz częściej kompletnie niezrozumiałe są słowa wieszcza.


Utracona tożsamość Ostra Brama w Wilnie – jeden z symboli polskiej duchowości i obecności na Kresach Wschodnich Jakub Szymczuk/GN


Wilno, historyczna stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego, było sercem zwartego polskiego obszaru etnicznego. Okupujący te ziemie Niemcy w 1916 r. przeprowadzili spis ludności. Na Wileńszczyźnie wykazał on, że Polacy stanowili prawie 90 proc. ludności. W samym Wilnie największymi grupami ludnościowymi byli Polacy (50,1 proc.) i Żydzi (43,5 proc.), podczas gdy Litwini stanowili zaledwie 2,6 proc. mieszkańców miasta Nie musiał ubarwiać rzeczywistości badacz ówczesnych stosunków etnicznych Edward Maliszewski, pisząc, że w okolicach Wilna odsetek Polaków jest taki sam, jak w najbardziej polskich okolicach Królestwa Polskiego i Galicji Zachodniej.



Ojczyzna na Wschodzie


Polskie terytorium etniczne tworzyło tam szeroki, kilkusetkilometrowy klin, oddzielający katolicką i niesłowiańską część Litwy (dzisiejsi Litwini) od słowiańskiej, ale prawosławnej ludności, później utożsamianej z narodem białoruskim. Jeszcze do początków XX w. Polacy z Litwy nazywali siebie wprost Litwinami, co było podkreśleniem odrębności regionalnej i miało ich odróżniać od koroniarzy: Małopolan czy Mazowszan. Nie oznaczało to identyfikacji narodowej: Litwini ci, podobnie jak Małopolanie, czuli się Polakami.
Rozwój nowoczesnego litewskiego ruchu narodowego na przełomie XIX i XX w. przyczynił się do powiększenia dystansu pomiędzy oboma narodami. Ludność polska zaczęła podkreślać swoją identyfikację narodową, deklarując się jako Polacy. Oni byli i są nosicielami historycznego dziedzictwa Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wilno, Grodno, Lida, Oszmiana, Ejszyszki i setki innych miejscowości to była ich ojczyzna. Wspólnie z koroniarzami z Galicji, Mazowsza, Wielkopolski współtworzyli to, co nazywano wówczas Polską i Polakami.
Nie przypadkiem we współczesnej Litwie do dzisiaj trwają kontrowersje, czy dzisiejsza Republika Litewska, skądinąd dosyć bezwzględnie uderzająca w dążenia wileńskich Polaków do podtrzymania własnej tożsamości narodowej, może się uważać za spadkobiercę Wielkiego Księstwa sprzed rozbiorów.
Kresowe południe
W Galicji Wschodniej u progu II RP przeprowadzenie „sprawiedliwej” linii rozgraniczającej różne narodowości było niewykonalne. Lwów był miastem o większości polskiej. Na południu – bliżej gór i Stanisławowa – zdecydowanie dominował żywioł ukraiński, choć nie brakowało wsi i obszarów o przewadze Polaków. Rusini przeważali w zachodniej części regionu, chociaż było tutaj stosunkowo dużo wiosek polskich i ukraińsko-polskich. Natomiast bardziej na wschód żywioł polski był liczniejszy i w rejonie Tarnopola Polacy stanowili większość mieszkańców. Ale i tutaj nie brakowało wiosek niemal całkowicie ukraińskich.
Dzięki temu, że wschodnia Galicja znalazła się poza Rosją, przetrwała tam unia brzeska z 1596 roku, wprowadzająca w łączności z papiestwem obrządek greckokatolicki. Dlatego grekokatolikami była  większość Ukraińców, a także część tamtejszych Polaków. Inaczej było na Wołyniu i Polesiu, gdzie po wytępieniu przez Rosjan grekokatolicyzmu niepodzielnie panowało prawosławie. Na Wołyniu także istniały skupiska wiosek polskich lub mieszanych – ukraińsko-polskich, jednak w sensie etnograficznym dominował tu żywioł ukraiński. Na Polesiu znaczna część ludności w ogóle nie miała poczucia przynależności narodowej; określała się jako „tutejsi”.
Na całym tym obszarze Polacy stanowili zasadniczą część ziemiaństwa i najzamożniejszą część ludności. Z kolei w miastach i miasteczkach najliczniej reprezentowani byli Żydzi, a nie brakowało także miejscowości niemal w całości żydowskich. 


Zamordowany świat


Kataklizm II wojny światowej, sowieckie potem niemieckie, ukraińskie, litewskie mordy, deportacje do łagrów, a od 1944 r. ucieczki i wysiedlenia za nową, sztuczną granicę Polski zlikwidowały ten świat na zawsze. 
Dzisiejsza Polska jest pozbawiona wschodniego, kresowego płuca, którym oddychała przez wieki. Znaczna część ludzi wyrzuconych z małych ojczyzn na Wschodzie nigdy nie poczuła się „u siebie” na zasiedlonych ziemiach zachodnich i północnych. Ich społeczności były zatomizowane, budowane od zera. Nowe pokolenia wciąż mają tam problem z własną, lokalną tożsamością. Nie bez powodu już w III RP o wiele łatwiej stawały się żerowiskiem m.in. dla postkomunistycznej lewicy, głoszącej szacunek dla systemu, który przecież stał się grabarzem kresowych ojczyzn ich ojców i dziadów.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.