„Nie sobie, lecz następcom”

Janusz Gołaski


|

Polska Utracona

publikacja 09.03.2012 16:10

W majątku Chobienice zamieszkałem jeszcze przed II wojną światową, po tym jak mój ojciec objął zarządzanie tym gospodarstwem, liczącym ponad 2000 hektarów razem z lasem i jeziorem, położonym nad granicą z Niemcami, 10 km na południe od Zbąszynia. 


„Nie sobie, lecz następcom” 
Dwór w Chobienicach (Wielkopolska) podzielił los wielu podobnych zabytków kultury ziemiańskiej, z premedytacją niszczonych zarówno na Kresach Wschodnich, jak i na terytorium PRL Janusz Gołaski


Majątek należał do Seweryny Miel­żyńskiej z Iwna, leżącego w odległości około 30 km na wschód od Poznania. Swój ówczesny kształt zawdzięczał kilku pokoleniom Mielżyńskich: Maciejowi I, który kupił Chobienice w końcu XVII w., Franciszkowi i jego synowi Józefowi (1765–1824), Maciejowi II (1799–1870), Karolowi, któremu ojciec przekazał Chobienice w 1862  r., i Maciejowi III (1869–1943), który sprzedał Chobienice Ignacemu Mielżyńskiemu z Iwna.
Jako dzieci byliśmy pod urokiem tego miejsca. Dotarliśmy do każdego zakątka Chobienic. Żywe były jeszcze tradycje działalności Mielżyńskich i powstania wielkopolskiego. Chcieliśmy wszystko wiedzieć. Pytaniom nie było końca.


Czasy świetności i upadku


Barokowy pałac (z dobudowaną później klasycystyczną fasadą i elewacją południową) wzniesiono jeszcze za czasów Franciszka, w środku obszernego parku o regularnym układzie alejek. Józef był w 1778 roku fundatorem murowanego późnobarokowego kościoła, pierwotnie jednonawowego. W tym czasie wzniesiono też, na północ od pałacu, w pobliżu głównej bramy wjazdowej ze zwodzonym niegdyś mostem, jednopiętrowy barokowo-klasycystyczny pałacyk. Brama ze zwodzonym mostem prowadziła do prostokątnego podwórza majątkowego, otoczonego budynkami, wśród których górował spichlerz, zwracała też uwagę obora ze sklepieniem opartym na granitowych kolumnach. Podwórze sprawiało wrażenie całości urządzonej z dbałością o wygląd i o przeznaczenie. Data 1848 wykuta na jednym z kamieni fundamentu wskazywała twórcę tego ładu – Macieja II. Należał do najwybitniejszych postaci spośród Mielżyńskich z Chobienic. W młodości należał do tajnej organizacji wojskowej, co przypłacił więzieniem. W powstaniu listopadowym walczył w oddziale Dezyderego Chłapowskiego. Od niego też uczył się rolnictwa, czego wyrazem są zachowane do dzisiaj zadrzewione pasy rozdzielające pola uprawne. Wykorzystując rzeczkę Szarkę, zbudował urządzenia nawadniające łąki. Rozwinął hodowlę owiec. Był współzałożycielem Bazaru wspierającego przedsiębiorczość w Wielkopolsce oraz Towarzystwa Naukowej Pomocy, służącego niezamożnej, uzdolnionej młodzieży, a w Chobienicach wybudował szkołę. Brał także udział w życiu politycznym, będąc przedstawicielem Polaków w pruskim sejmie i senacie. Zabiegał o utworzenie polskiego teatru w Poznaniu. Jego syn Karol doskonalił dalej gospodarkę rolną, zajął się rozbudową pałacu od strony południowej, doposażył wnętrze pałacu i dbał o powiększenie i uporządkowanie biblioteki. Z biblioteki tej pamiętam zbiór map i atlasów działań wojennych. Mapy oraz publikacje źródeł historycznych najbardziej przemówiły do mojej wyobraźni i stanęły u początków moich zainteresowań naukowych.
Maciej III studiował malarstwo i prawo w Monachium, po czym w celu zdobycia umiejętności wojskowych odbył służbę w pruskim pułku kirasjerów we Wrocławiu. Wcześnie poświęcił się pracy politycznej, posłując z polskiej listy do Reichstagu w Berlinie, a także ze Śląska, by bronić zagrożonej polskości. Docenił wagę Śląska dla Polski i już w czasie drugiej kadencji posłowania zaangażował się na tym obszarze, dzięki czemu w przyszłości powierzono mu dowództwo III powstania śląskiego. W celu zdobycia środków na wspieranie polskiej kultury, a w szczególności na ratowanie wydawnictwa Karola Miarki, upowszechniającego na Śląsku polską literaturę, sprzedał w 1910 r. Chobienice swemu bratu Ignacemu z Iwna. Tu warto dodać, że Ignacy Mielżyński był również wybitnym działaczem niepodległościowym. Na czele wyposażonego przez siebie oddziału walczył w powstaniu wielkopolskim i brał udział w wojnie z bolszewikami. Został odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Nikt nie przypuszczał, że po odejściu Macieja urządzany przez kilka pokoleń pałac wraz z parkiem utraci w ten sposób swego gospodarza i zostanie rzucony na pastwę historii coraz mniej łaskawej dla ziemiaństwa.
W 1939 r. Chobienice Mielżyńskich podzieliły losy wszystkich innych siedzib ziemiańskich przejętych przez Rzeszę Niemiecką. Właścicieli z rodzinami wysiedlano, wybitniejszych działaczy rozstrzeliwano, a pałace i dwory obrabowywano. Po zakończeniu wojny o powrocie nie mogło być mowy, majątki ziemskie skonfiskowano pod pretekstem rzekomej reformy rolnej, właścicieli okrzyknięto wrogami ludu, wyrzucono z rodzinami z domów, wszelkie próby sprzeciwu tłumiono groźbami kar więzienia i śmierci, odmawiając potomkom do dziś prawa do powrotu.


Podróż sentymentalna


Do Chobienic udaliśmy się powtórnie w początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku z zamiarem przeżycia jeszcze raz chwil obcowania z tym miejscem. Zaczynamy od podwórza majątku, w którym znajdował się nasz dom, i stajemy jak wryci. Budynki stoją jak zawsze, lecz nie ma ani zwierząt, ani ludzi, ani sprzętu, tylko pustka i cisza. Niektóre pomieszczenia pozamieniane na magazyny. W okólniku na środku podwórza nie ma już ani gołębnika, ani źrebaków. Wrażenie niesamowite, bo przecież na podwórzu zawsze tętniło życie majątku.
Zmierzamy w kierunku domu, w którym niegdyś mieszkaliśmy. Nie ma już przed nim klombu, kwietników i dwóch kamieni z płaskorzeźbą głów amorków. Wchodzimy do wnętrza, mijamy kilka pustych pomieszczeń i trafiamy do biura. Pytamy, co się stało, i otrzymujemy odpowiedź: trwa remont. Za domem był ogród. Ubyło drzew, nie ma róż ani winorośli. Ogród, jak zawsze, jest oddzielony od parku rzeczką Szarką, z którą łączą nas wspomnienia połowów ryb i raków za pomocą koszyka, wypraw w górę rzeczki, latem czółnem, a zimą na łyżwach. Teraz wody tylko po kostki z jakimiś plamami na powierzchni. Za rzeczką nie ma już szeregu świerków, na których wierzchołkach sowy urządzały nocne koncerty i skąd przylatywały bażanty, żeby się pożywić z kurami.
Idziemy w kierunku pałacu. Cieszy nas widoczna czerwień nowego dachu, lecz po zbliżeniu okazuje się, że kryje on prawie ruinę z podziurawionymi stropami i poodbijanymi tynkami. Podobno rozpoczęto remont, lecz po likwidacji PGR został przerwany. O wyposażeniu wnętrz nie ma co mówić, skoro brak okien i drzwi. Przed pałacem widoczne jest miejsce po zajeździe, brak jednak trzech armat pochodzących podobno z czasów potopu szwedzkiego.
Nie ma alei z mostkiem prowadzącej od pałacu przez park do kościoła. Część parku łącznie z tarasem kwiatowym z rzeźbami ogrodowymi z południowej strony pałacu całkowicie zarosła chwastami i krzakami. Zachowało się tylko kilka zabytkowych drzew. Park oznaczono na mapie jako nieużytek porośnięty krzewami i pojedynczymi drzewami.
Zatrzymujemy się przed frontem pałacu i staramy się odczytać słabo widoczny napis na portyku, umieszczony przez Mielżyńskich „Nie sobie, lecz następcom”. Jako pierwsi za „następców” uznali się hitlerowscy najeźdźcy i tym uzasadniali pozostawienie polskiego napisu na pałacu. Potem następstwo przywłaszczyli sobie komuniści, nie pozwalając sędziwej Sewerynie Mielżyńskiej nawet na zbliżenie się do swojej własności.
Obecnie prawo następstwa uzurpują sobie rządzący, wystawiając na sprzedaż w celu poratowania Skarbu Państwa mienie skonfiskowane polskim obywatelom na polecenie Stalina. Oznaczałoby to zatarcie śladów komunistycznej zbrodni, zerwanie z ziemiańską tradycją i z wartościami, których ta tradycja jest nosicielem.
Z pewnością nie o takich następcach myśleli Mielżyńscy i nie takich następców potrzebują Chobienice oraz tysiące skonfiskowanych majątków. Cała Polska czeka na następców, którzy idąc śladami swoich poprzedników, potrafiliby zagospodarować ziemię i rozwijać kulturę, a swoim życiem dawaliby przykład służenia ojczyźnie. Dawni właściciele pamiętali, że ziemię otrzymali ich przodkowie na prawie rycerskim, ze zobowiązaniem do obrony ojczyzny w czasach zagrożenia i do pracy dla niej w czasie pokoju.
Ich potomkowie dowiedli tego i w najnowszej historii, wspierając ruch oporu, opiekując się wysiedlonymi w czasie okupacji oraz odbudowując rolnictwo na Ziemiach Odzyskanych, zanim zostali uwięzieni na podstawie komunistycznych procesów. Trzeba zatem, by potencjał tkwiący w tej społeczności został wreszcie dostrzeżony i wykorzystany dla naszego wspólnego dobra.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.