Dumni ze swojej ojczyzny


Marek Gałęzowski

|

Polska Utracona

publikacja 09.03.2012 15:56

Odbudowa państwowości polskiej po 123 latach niewoli naznaczona była ciężkimi zmaganiami z sąsiadami oraz długotrwałym podnoszeniem kraju ze zniszczeń wojennych i często celowej dewastacji dokonanej przez zaborców.

Dumni ze swojej ojczyzny
 
Zbrucz wpada do Dniestru. W okresie międzywojennym była tu granica między Polską, Związkiem Sowieckim i Rumunią Roman Koszowski/GN


Konieczne było przeprowadzenie unifikacji w niemal wszystkich dziedzinach życia społecznego. Mieszkańcy Polski musieli nauczyć się traktować państwo i jego władze jak własne i uświadomić sobie obowiązki spoczywające na nich jako obywatelach Rzeczypospolitej. Ale równocześnie nie był to proces tworzenia państwa od zera. Po czasach dziewiętnastowiecznej niewoli Polacy odziedziczyli elitę społeczną kierującą się etosem obowiązku i bezinteresownej służby społeczeństwu. Wywodziła się ona z ukształtowanej po klęsce powstania styczniowego inteligencji. Z niej wyrosło pokolenie niepokornych, które nie zgadzając się na bierną postawę wobec niewoli, odrzuciło apolityczne hasło pracy organicznej i dało początek nowoczesnym polskim ruchom politycznym, tworzącym następnie system partyjny niepodległej Polski.
 Dumni ze swojej ojczyzny
   
Zbrucz wpada do Dniestru. W okresie międzywojennym była tu granica między Polską, Związkiem Sowieckim i Rumunią Roman Koszowski/GN

Entuzjazm dla Niepodległej


Niepokorni walczyli o niepodległość, a następnie o granice Rzeczypospolitej i tworzyli wewnętrzne zręby państwowości. Odbudowanemu państwu oddali swoje zdolności organizacyjne, wyrobione w czasach niewoli, oraz wielki entuzjazm dla idei pracy na rzecz Niepodległej, niezależnie od powierzonego im odcinka. Entuzjazmem zarażali młodszych. „Uważaliśmy za zaszczyt, że możemy pracować w Bibliotece Uniwersyteckiej [w Warszawie]. Praca w polskiej instytucji państwowej – wkrótce po odzyskaniu niepodległości – była przywilejem i źródłem radości” – wspominała urodzona w 1903 r. Wanda Parys-Sokołowska. Ani duży stopień ubóstwa w porównaniu z państwami zachodniej Europy, ani trudności startu państwowości polskiej, ani kryzys gospodarczy lat trzydziestych nie zachwiały tym poczuciem obowiązku, które – co należy podkreślić – nie dotyczyło tylko Polaków. Podporucznik Leon Holzer, polski Żyd, internowany po kampanii wrześniowej w Braile w Rumunii, na propozycję kierownika miejscowej organizacji syjonistycznej, by udał się do Palestyny, odpowiedział odmownie, stwierdzając, że „jako polski oficer musi pójść tam, gdzie wojsko polskie się znajduje”. Przedostał się następnie do armii polskiej we Francji.
 Dumni ze swojej ojczyzny
   
Od września 1939 r. terror niemieckiego okupanta uderzał przede wszystkim w polską inteligencję PAP

Patriotyczny etos


Ten etos starano się przekazać dorastającym lub urodzonym już w Niepodległej. Ukształtowane na jego zasadach przekonanie kierowało twórcą reformy oświatowej Januszem Jędrzejewiczem, gdy za jej główny cel wychowawczy uznawał kształtowanie wśród młodzieży poczucia obowiązków obywatelskich, patriotyzmu i pracy dla państwa. Szkolnictwo w niepodległej Polsce łączyło znakomicie te cele z wysokim poziomem nauczania. Zapewniała to kadra wykwalifikowanych, ideowych i świadomych wartości swojej pracy nauczycieli, z tej racji będących wyróżniającą się częścią polskiej elity. Wychowali oni pokolenie, które w czasie II wojny światowej dało świadectwo patriotyzmu i bohaterstwa.
Elita międzywojennej Polski była świadoma swoich obowiązków obywatelskich i przekonana o konieczności uczestnictwa w życiu publicznym, także wtedy gdy mogła spodziewać się szykan ze strony rządzących. Wielkość tamtej Polski polegała na tym, że kiedy doszło do aresztowania byłych posłów sejmowych i procesu brzeskiego, wywołało to powszechne protesty społeczne. Akcję tę rozpoczęli profesorowie najstarszej polskiej uczelni – Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy opublikowali list otwarty, potępiający praktyki zastosowane przez władze w Brześciu. Postępowanie wobec parlamentarzystów uznali za niespotykane w świecie cywilizowanym, za hańbę XX wieku i ciężką krzywdę wyrządzoną Polsce. Takiej odwagi cywilnej zabrakło w powojennej Polsce rządzonej przez komunistów. Nie zdarzyło się żadne zbiorowe wystąpienie środowiska akademickiego w obronie skazywanych na śmierć patriotów powojennego podziemia niepodległościowego.


Zagłada elit


W ciągu kilku lat wojny polska elita intelektualna i polityczna została w przeważającej części zniszczona. Nastąpiło to w wyniku świadomej polityki Niemiec i Związku Sowieckiego. Niemcy przystąpili do eksterminacji inteligencji natychmiast po zakończeniu działań wojennych, mordując kilkadziesiąt tysięcy wybranych Polaków z Pomorza, Wielkopolski i Śląska. Bycie polskim nauczycielem, sędzią, animatorem kultury czy po prostu uznanie przez niemieckich sąsiadów za polskiego patriotę wystarczyło do uzasadnienia dokonanego mordu. Politykę tę kontynuowano do końca okupacji niemieckiej. 
Mordowanie elity polskiej było dziełem również drugiego okupanta. Większość pomordowanych na Wschodzie, których nazwę symbolizuje Katyń, należała do polskiej elity: byli oficerami, lekarzami, prawnikami, urzędnikami państwowymi i samorządowymi, nauczycielami szkolnymi i akademickimi, inżynierami, literatami, dziennikarzami, ziemianami, działaczami politycznymi i społecznymi. Córka kapitana Maksymiliana Hoffmana, lwowskiego adwokata, sportowca, podróżnika, zamordowanego w Katyniu, mówiła: „On miał silne poczucie obowiązku. Zresztą nie tylko on, całe tamto pokolenie. Z wielu różnych powodów mógł nie iść na wojnę, ale uważałby to za dyshonor. Jego pokolenie było takie dumne ze swojej ojczyzny”. NKWD-ziści przesłuchujący polskich oficerów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku musieli dojść do wniosku, że z powodu tej dumy nie są oni materiałem, z którego można ukształtować „człowieka sowieckiego”. Mord katyński, jak lapidarnie stwierdził Allen Paul, amerykański autor znakomitej książki o tej zbrodni, był „elementem olbrzymiego wysiłku podjętego w celu zsowietyzowania Polski”.


Dumni ze swojej ojczyzny
   
Mundur polskiego oficera zamordowanego przez NKWD wiosną 1940 r., wydobyty z mogiły w Katyniu ipn Nieodwracalna strata


Polityka okupantów, zmierzająca do zniszczenia polskich elit, w dużej mierze się powiodła. Symbolicznie ukazuje to los bohaterów filmu Andrzeja Wajdy „Katyń”, w którym ojciec – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego – umiera w niemieckim obozie koncentracyjnym, a syn ginie w Katyniu. Ta historia wydarzyła się naprawdę. W styczniu 1940 r. zmarł w Sachsenhausen wybitny historyk literatury profesor Ignacy Chrzanowski; w kwietniu tegoż roku zginął w Katyniu jego syn Bogdan. Nie był to wyjątkowy przypadek. Często się zdarzało, że w niemieckich lub sowieckich miejscach kaźni ginęło pokolenie ojców – twórców II Rzeczypospolitej, a w walce podziemnej, w powstaniu warszawskim, na szlaku zmagań Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie padali ich wychowani w niepodległej Polsce synowie i córki. Polskie dzieje wojenne znają setki takich historii. 2 września 1944 r. w zaciętym boju powstańców warszawskich z Niemcami na Sadybie polegli piętnastoletni Roman Kitlas „Żmudzin” i dziewiętnastoletni Zdzisław Kitlas „Kot”. W kwietniu 1940 r. w Katyniu został zamordowany przez NKWD ich ojciec, kpt. Wincenty Kitlas, hallerczyk, uczestnik wojny z bolszewikami, oficer Flotylli Pińskiej.
Zagłada wojenna polskich elit niezwykle ułatwiła powojenną politykę społeczną komunistów. Po uniemożliwieniu działalności i – w wielu wypadkach – poddaniu represji tych przedstawicieli elity, którzy przeżyli wojnę, zaczęli tworzyć własne, chociaż słowo to zdecydowanie należy umieszczać w cudzysłowie. Komuniści dążyli jedynie do stworzenia „człowieka sowieckiego”, służącego nie społeczeństwu, ale partii komunistycznej. Wydaje się, że znacznie ważniejsze niż charakterystyka sowieckich „elit” jest powszechne uświadomienie sobie nieodwracalnej straty poniesionej przez społeczeństwo polskie w latach 1939–1945 i uniemożliwienie jej odrobienia przez rządzących PRL komunistów. I niech za refleksję nad zniszczeniem elity Niepodległej i stworzeniem „elity” PRL posłuży zakończenie opowiadania Rafała Ziemkiewicza „Żadnych marzeń”, którego akcja toczy się we współczesnej Polsce. Kiedy okazało się, że jego bohaterom zablokowano możliwość finansowania filmu, zrealizowanego przy pomocy programu komputerowego nazywanego „Śpiochem”, zaczęli rozważać, dlaczego tak się stało. Odpowiedź była następująca: „Zachwyciliśmy się jak idioci, że w tej modelowanej przez Śpiocha rzeczywistości są ci, którzy tak naprawdę wyginęli w czasie wojny. I to oni są ministrami, posłami, dyrektorami banków... Ale zapytać, co w takim razie robią tam wszyscy obecni ministrowie, prezesi i cała ta reszta, to już nam do głów nie przyszło”. A co robią – to już proszę przeczytać u Ziemkiewicza, chociaż czytelnik zapewne się tego domyśla.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.